"Ten, kto się śmieje ostatni, przeważnie nie ma jednego zęba na przedzie".
To podobno cytat ze Spinozy.
Od niedawna Lila śmieje się i pierwsza, i ostatnia, w antrakcikach też się śmieje. Stan zębów - wiadomy, więc Benedykt poniekąd miał rację.
A rodzice gapią się w nią jak ślimak na mapę węzła Sośnica i rozpływają z rozczulenia.
Dla porządku odnotujmy, że pierwszym prawdziwie szerokim uśmiechem obdarzony został w Boże Narodzenie Dziadek Kasprzyk, a minutę po nim Babcia Kasprzykowa, która zresztą tak się śmieje, że trudno się nie oduśmiechnąć.
Następny z kolei był Tatuś Kochany, który w ogóle jest idolem Lilianki i już tylko czekam na "tatusiu, jak będę duża, to się ze mną ożenisz".
Mamusia sobie nie bardzo zasłużyła, bo nie będziemy głupi, żeby śmiać się do kogoś, kto myje pupę i wyciąga gile z nosa. Ale po kilku dniach, z braku bardziej interesujących obiektów w okolicy, też jej się dostało.
Co uwieczniła.
Hough.
