Idyjotka postanowiła się rozmnożyć

Powiedzmy, że to blog-córka. Choć lepiej wyglądałoby "córki".
Tego blogu .

A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)

Miłego czytania.


28 wrz 2015

Postrzyżyny

Lilka, 5 lat i prawie 11 miesięcy

- Jakie piękne włoski!
- Och, jakie macie warkocze!
- Chciałabym mieć dziewczynkę, żeby móc ją tak czesać!

I różne takie.
A mama miała już serdecznie dosyć. Kwików i jęków pierworodnej, opracowywania technik rozplątywania supełków na włosach, kupowania specjalistycznych szczotek i wypróbowywania coraz to innych specyfików wygładzających włosy, żeby nie plątały się po myciu.
Bo włosy Lilianki mają jakąś niezwykłą, nieprawdopodobną wprost zdolność do plątania się i sklejania. Różyczkę, mimo że cała w lokach, wystarczy szybko przeczesać i już. Przy Lili to cała operacja, zawsze długotrwała, bolesna i przynosząca mizerne skutki.

I nadszedł ten wielki dzień, w którym Lila - mimo codziennych cierpień niezbyt skora do pozbywania się owłosienia - poddała się moim coraz bardziej natarczywym sugestiom i zachętom i zdecydowała na wizytę u fryzjera.

Na miejscu dowiedziałyśmy się, że takie długie włoski można oddać na perukę - na potrzeby fundacji Rak'n'Roll.

I już!
Mama odetchnęła po codziennej orce i podziwia córeczkę, która  jakby wydoroślała dzięki nowej fryzurze.
Włosy poszły na szczytny cel.
Lila jest zadowolona i codziennie po wstaniu przegląda się z lubością w lustrze "Mamo, ja wyglądam zupełnie jak Roszpunka, kiedy jej Julek obciął włosy, prawda?"
Tylko Róźka trochę marudzi, że też chce mieć krótkie włosy, ale i tak wszyscy wiedzą, że chodzi o słoik lizaków czekający na małych klientów w salonie fryzjerskim.










27 wrz 2015

Świadomie

Lilianka, 5 lat i prawie 11 miesięcy


- Dzieci, kupiłam wam łososia.
- Ale hodowlanego?!
- Nie, dzikiego.
- Hurra! A on jest z solą kamienną czy kuchenną?


Kto chce krótki poradnik, jak zrobić z dziecka ekofreaka?

26 wrz 2015

Śledztwo

Lilka, 5 lat i prawie 11 miesięcy
Róża, 3 lata i 9 miesięcy

Mój tata opiekował się dziewczynkami, kiedy ja byłam na badaniach. Wracam i...

- Dziadku, dziadku, zobacz! - wybiegają dziewczynki do przedpokoju, żeby pochwalić się jakimś rysunkiem. - Dziadku!
- Ojej, chyba już poszedł...
- Ojej...
- Nie! Zobacz! Jest! W łazience pali się światło!
- Na pewno tam jest, bo jest mocno zamknięte, zobacz! - słychać mocowanie się z gałką do łazienki.
- No, pewnie robi siusiu albo kupkę.
- Dziadku, dziadku, co robisz?
- Popatrz, tu są takie dziurki na dole.
- Dziadku, widzę twoje nogi!
- Hurra! Jest! Nie poszedł!
I radość wielka.

Wesoło jest mieć dzieci.
Jeszcze weselej jest mieć zasuwkę w kibelku.



25 wrz 2015

Wakacje

Wyjechaliśmy na Węgry. I potem mnie opadło rozleniwienie blogowe. Ale już nadrabiam: wrzucam wszystkie teksty, które podczas pobytu opublikowałam na prywatnym koncie fb, żeby mi nie umknęły:


Lilka, 5 lat, 10 miesięcy
Róża, 3 lata i 8 miesięcy


- Mamo - mówi Lila po obserwacji dzieci na placu zabaw - a na Węgrzech jak ktoś jest czymś bardzo zachwycony, to też mówi "łał", tak jak po polsku!
---------------

- Mamo, teraz jesteśmy na niby drzewami - powiedziała Rózia, trzymając nad głową znalezioną na spacerze śliwkę.



- Mamo, kupisz nam rogalika kruszonkę?
Rozkminiłam po chwili, o co chodzi.
- Croissanta?
- Tak, tak, rogalika łazanka!

---------------

Nazbieraliśmy po drodze do domu orzeszków laskowych. W domu okazało się, że nie mamy czym ich rozbić - ani dziadka, ani młotka - wiec powiedzieliśmy rozczarowanym dziewczynkom, że chyba będziemy musieli zawieźć je do domu i dopiero tam zjemy.
Po chwili Lilka przychodzi do nas z wyłuskanym orzeszkiem: "Mamo, dobre". Poradziły sobie same przy pomocy plas-ti-ko-wej ło-pa-tki... Wstyd trochę.


----------------


Pod naszym balkonem słychać głosy - nowi letnicy albo gospodarze mają gości.
- Mamo, a mogę tym paniom powiedzieć "dzień dobry"?
- Jasne.
- A jak.
- Jó napot
- Jonapot, jonapot, jonapok, janapok - mruczy pod nosem Rózia, schodząc po schodach. I wraca z miseczką pełną ciasteczek.

- Podziękowałaś? - pytam.
- Nie. A jak?
- Köszönöm.
Rózia zeszła, wróciła z miseczką winogron. Podziękować zapomniała, ale kazaliśmy jej krzyknąć z balkonu, żeby znów nie wróciła z łupami, bo się nam zrobiło głupio.
- Kosanam! - krzyczy Róża.
- Róziu, mówi się kesenem. Ty powiedziałaś jakby "dzińkoje" - poucza nasz mały domowy lingwista, Lilianka.


-------------------


Kiedy Lilka miała cztery miesiące, poszliśmy z nią na lekcje pływania dla niemowląt. Z tygodnia na tydzień Lila... bardziej bała się wody. Z Różą w ogóle nie chodziłam na basen, bo nie mogłam. 
Jesteśmy w aquaparku. Lilka nawet do toalety chodziłaby z dmuchanym kółkiem. Róża raz wpadła z głową do wody po zjechaniu ze zjeżdżalni (Lila nie zjeżdża, bo się boi), a w tej chwili spędza pod wodą więcej czasu niż na powierzchni, krzycząc czasem do zestrachanej Lili "Liliana, chodź, mamy tu pod wodą superimprezę!" Nie chodzi mi o przekonanie kogokolwiek, ze wczesna nauka pływania jest bez sensu. Ale charakteru nie przeskoczysz :)