Idyjotka postanowiła się rozmnożyć

Powiedzmy, że to blog-córka. Choć lepiej wyglądałoby "córki".
Tego blogu .

A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)

Miłego czytania.


19 mar 2015

Oszczędzanie

Lilka, 5 lat, 4 miesiące i coś

- Mamusiu, a czemu ja jeszcze nie mam skarbonki?! - pyta Lila tonem, jakby istniał jakiś zwyczaj zaopatrywania każdego pięciolatka w pudełko do ciułania kasy.
- Hm, no nie wiem, czemu nie masz. Chciałabyś mieć? Może poproś zajączka, żeby ci przyniósł - mówię, gratulując sobie w duchu, że oto tanim kosztem obleciałam wielkanocny podarunek. - A skąd będziesz brała pieniądze do tej skarbonki?
Lila zawiesza się na chwilę, bo czym z entuzjazmem oznajmia:
- No to ja zajączka poproszę, żeby mi przyniósł i skarbonkę, i pieniędze.

Można i tak.

Artystycznie

Lilka, 5 lat i 4 miesiące z kawałkiem

Ukochana czynność Lili - rysowanie. Codziennie. Kiedy przychodzimy po nią do przedszkola, nie może wyjść od razu, bo kończy rysunek. Wraca do domu i siada do rysowania. Repertuar standardowy, przedszkolny: księżniczki, serca, gwiazdki i rodzina, obowiązkowo przedstawiana z bujnymi rzęsami i malowniczym włosiem.

Tutaj wyimek rysunków z marca:


Tu zwracam uwagę na bohaterów drugiego planu: bociana goniącego żabę.

Myszka Mickey





5 mar 2015

Znawca

Lila, 5,5 roku, Rózia, 3 lata i 2 miesiące 

Wracamy ze spaceru:
Lila: Mamo, mamo, zobacz, pełnia!
Mama: Aha, a przyjrzyjcie się księżycowi, wygląda, jakby miał twarz.
Rózia tonem objaśniającym: Tak, bo tak to bywa z księzycami.

1 mar 2015

Baba u lekarza

Rózia, 3 lata, 2 miesiące i ciut

Rózia zawsze dziarsko chodziła do lekarzy. I dziarsko się czuła w poczekalni. Potem jej przechodziło. Dawała nogę sprzed gabinetu, udawała, że jest tu tylko przypadkiem i właśnie wybiera się do domu, a zaciągnięta przemocą do środka z początku ryczała niestrudzenie, a z czasem wystarczało jej przerażone zesztywnienie podszyte milczącym oporem. Generalnie - nie było łatwo.

Ostatnio dziewczyny trochę niedomagały (któż domaga w tej inwazji wirusów na Polskę?), Rózia jakby dłużej, więc po 5. dniu gorączki uznaliśmy, że powinien ją obejrzeć specjalista.

Rózia weszła do gabinetu. Rozejrzała się. Powiedziała "dzień dobly". Usiadła na obrotowym krzesełku i otworzyła dziób tak, że można jej było zajrzeć prawie do żołądka.
- Teraz muszę obejrzeć uszka - powiedział niepewnie pan doktor, ośmielony zachęcającym wstępem.
Rózia uśmiechnęła się wyrozumiale i nastawiła uszka do oględzin - najpierw prawe, a następnie lewe.
Po czym na widok stetoskopu podciągnęła bluzeczkę pod samą brodę i grzecznie czekała, aż zostanie osłuchana.
- Ale jesteś zuch - skomentował z zachwytem pan doktor.
- Bo ja wiem wsystko, co sę lobi u lekaza - życzliwie wyjaśniła Rózia, po czym dodała w moją stronę: - Ja poznaję tego pana doktola. On ma zawse w misecce cukielki.