Idyjotka postanowiła się rozmnożyć

Powiedzmy, że to blog-córka. Choć lepiej wyglądałoby "córki".
Tego blogu .

A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)

Miłego czytania.


25 wrz 2015

Wakacje

Wyjechaliśmy na Węgry. I potem mnie opadło rozleniwienie blogowe. Ale już nadrabiam: wrzucam wszystkie teksty, które podczas pobytu opublikowałam na prywatnym koncie fb, żeby mi nie umknęły:


Lilka, 5 lat, 10 miesięcy
Róża, 3 lata i 8 miesięcy


- Mamo - mówi Lila po obserwacji dzieci na placu zabaw - a na Węgrzech jak ktoś jest czymś bardzo zachwycony, to też mówi "łał", tak jak po polsku!
---------------

- Mamo, teraz jesteśmy na niby drzewami - powiedziała Rózia, trzymając nad głową znalezioną na spacerze śliwkę.



- Mamo, kupisz nam rogalika kruszonkę?
Rozkminiłam po chwili, o co chodzi.
- Croissanta?
- Tak, tak, rogalika łazanka!

---------------

Nazbieraliśmy po drodze do domu orzeszków laskowych. W domu okazało się, że nie mamy czym ich rozbić - ani dziadka, ani młotka - wiec powiedzieliśmy rozczarowanym dziewczynkom, że chyba będziemy musieli zawieźć je do domu i dopiero tam zjemy.
Po chwili Lilka przychodzi do nas z wyłuskanym orzeszkiem: "Mamo, dobre". Poradziły sobie same przy pomocy plas-ti-ko-wej ło-pa-tki... Wstyd trochę.


----------------


Pod naszym balkonem słychać głosy - nowi letnicy albo gospodarze mają gości.
- Mamo, a mogę tym paniom powiedzieć "dzień dobry"?
- Jasne.
- A jak.
- Jó napot
- Jonapot, jonapot, jonapok, janapok - mruczy pod nosem Rózia, schodząc po schodach. I wraca z miseczką pełną ciasteczek.

- Podziękowałaś? - pytam.
- Nie. A jak?
- Köszönöm.
Rózia zeszła, wróciła z miseczką winogron. Podziękować zapomniała, ale kazaliśmy jej krzyknąć z balkonu, żeby znów nie wróciła z łupami, bo się nam zrobiło głupio.
- Kosanam! - krzyczy Róża.
- Róziu, mówi się kesenem. Ty powiedziałaś jakby "dzińkoje" - poucza nasz mały domowy lingwista, Lilianka.


-------------------


Kiedy Lilka miała cztery miesiące, poszliśmy z nią na lekcje pływania dla niemowląt. Z tygodnia na tydzień Lila... bardziej bała się wody. Z Różą w ogóle nie chodziłam na basen, bo nie mogłam. 
Jesteśmy w aquaparku. Lilka nawet do toalety chodziłaby z dmuchanym kółkiem. Róża raz wpadła z głową do wody po zjechaniu ze zjeżdżalni (Lila nie zjeżdża, bo się boi), a w tej chwili spędza pod wodą więcej czasu niż na powierzchni, krzycząc czasem do zestrachanej Lili "Liliana, chodź, mamy tu pod wodą superimprezę!" Nie chodzi mi o przekonanie kogokolwiek, ze wczesna nauka pływania jest bez sensu. Ale charakteru nie przeskoczysz :)