Idyjotka postanowiła się rozmnożyć

Powiedzmy, że to blog-córka. Choć lepiej wyglądałoby "córki".
Tego blogu .

A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)

Miłego czytania.


30 maj 2013

Kręcząco

Lila, 3 lata, 6 miesięcy i 29 dni

- Mamo, popatrz, ja stoję na krękach - woła Lila z pozycji nieco przygniecionej pompki.
- Na krękach? A co to jest?
- To są takie ręce, tylko inne.
- Czyli jakie?
- Lepkie.


29 maj 2013

O skutkach słuchania bajek

Lilka, 3 lata, 6 miesięcy i 27 dni


Przyjechała do nas moja siostra z półrocznym synkiem.
- O, Franio ulał! - zauważamy ze średnim entuzjazmem i słyszymy, jak Lila mruczy do siebie w kącie: "Ulał jak pasuje. Pasuje jak ulał".

27 maj 2013

Blond Mata Hari

Lilka, 3 lata, 6 miesięcy i 25 dni

Wiele przedszkoli organizuje teraz różne pikniki i występy z okazji hurtowej, to znaczy dni matki, dziecka i ojca razem wziętych. Podpytywałam Lilkę, czy u nich będzie coś takiego, ale albo zmieniała temat, albo nagle głuchła (Lilka zresztą głuchnięcie ma opanowane do perfekcji i stosuje je nagminnie również w wielu innych sytuacjach).
Dziś w kąpieli Rózia bardzo udatnie nuciła "Aaa, kotki dwa" (Rózia zapowiada się na przyszłą solistkę, mówię Wam!), natomiast artystyczne potrzeby Lilki skanalizowały się w mówieniu wierszyka:

- "Dla was dzisiaj te występy, choć nam trema depcze pięty" A kto to jest trema?
Wyjaśniamy jak umiemy.
- A to jest taki wierszyk, co się go mówi tylko w przedszkolu - rozpędza się Lila - a domu go nie można mówić, yyy, a ja tak tylko troszeczkę powiedziałam.




19 maj 2013

Złotonośna kura

Rózia, rok, cztery miesiące i 23 dni

Rózia znana jest w kręgu rodzinnym ze swoich umiejętności złodzieja kieszonkowego. Jako żywo nie słyszeliśmy z Tatusiem Kochanym żadnych historii o tym, żeby któryś z naszych przodków zszedł był na złą drogę, geny zatem wykluczyliśmy, pozostaje wierzyć w samorodny talent. Słodka buzia, niewinne błękitne oczka, pulchne usteczka całują policzek taty, a równie pulchne sprytne paluszki wyciągają mu w tej samej chwili z kieszeni dżinsów paczkę chusteczek... Albo wynajdują w najrzadziej otwieranej przegródce w torebce mamy kilka superważnych papierów, żeby je potem skitrasić gdzieś pod kanapą. Albo jednym nieznacznym ruchem chowają klucz do mieszkania, żeby potem pracowicie fedrować nim w zamku z nadzieją na pierwszą samodzielną wyprawę do piaskownicy... Kreatywność Rózi w tej dziedzinie jest naprawdę godna podziwu.
Dzisiejszy dzień pokazał, jak mimo wszystko mało jeszcze wiemy o umiejętnościach młodszej córki:

Dziedziniec drewnianego kościółka. Mnóstwo rodziców z dziećmi stoi podczas mszy na dworze. Do Rózi podbiega niewiele od niej starsza dziewczynka, zaczepiają się, gonią, łapią za rączki. Dziewczynka cały czas ma w dłoni pięciozłotową monetę, którą dostała od mamy, żeby wrzucić kościelnemu do koszyka. Wygłupia się, kilka razy kładzie ją Róźce na kapelusiku, pokazuje - ale nie wypuszcza z palców, choć Róźka próbuje wyrwać skarb dla siebie. W końcu ja podchodzę do swojego dziecka, żeby mu powiedzieć, że pieniążek jest dziewczynki, mama drugiego dziecka podchodzi do drugiego dziecka, żeby mu powiedzieć, żeby nie droczyło się z młodszą od siebie koleżanką i na tym historia pewnie by się skończyła bez pointy, gdyby nie fakt zniknięcia monety. Pierwsze dziecko zostało poproszone o zaprezentowanie wnętrza paszczy, drugie dziecko dostało opiernicz, że nie uważa, nie szanuje i gubi, a następnie obie - ja i druga mama - dyskretnie przeszukałyśmy wzrokiem bruk dookoła, nie mogąc zrozumieć, w jaki sposób moneta wyparowała.
Druga mama dalej nie może zrozumieć.
Ja już wiem. Dowiedziałam się, kiedy po spacerze przewijałam małą i pięć złotych wypadło z brzękiem z Rózinej pieluszki.

9 maj 2013

Fotostory

"Bez i dziewczyna"

Rózia, 16 i pół miesiąca
imieninowy bukiet bzu, wiek nieznany











Dialogi samochodowe

Lilka, 3,5 roku + tydzień


- A wiesz, ostatnio bawiłam się z babcią w sklep.
- O, to fajnie. A w jaki sklep się bawiłyście? Kto kupował, a kto sprzedawał?
- Ja mówiłam "Babciu, bawimy się w sklep?", a babcia mówiła, że jest zajęta.



Jedziemy do przedszkola, na drodze zwężenie i człowiek w odblaskowej kamizelce kieruje ruchem. Przejeżdżamy, Lila bardzo przejęta wyznaje:
- Mamo, ten pan w zielonej bluzeczce do mnie machał!



- Mamo, a kiedy ja urosnę?
- Za niedługo.
- A jak już będę duża, to będę miała duże cycki i wyrosną mi dziurki w uszach!

8 maj 2013

Wędrówka luda

Rózia, 16 miesięcy i 2 tygodnie

Zrezygnowanie ze szczebelków i przeniesienie młodszej do prawie dorosłego łóżka przyniosło nietrudne do przewidzenia skutki:
Piąta rano, budzi mnie sapanie. Otwieram oko, 10 cm od mojej twarzy szczerzy się Róź.
- Słonko, co ty tu robisz, czego chcesz?
- Cycy - rzeczowo odpowiada słonko.

7 maj 2013

Majowo

Lilka, 3,5 roku
Róźka, 16 miesięcy z kawałkiem

Nasz najulubieńszy polski weekend majowy jaki był, każdy widział. Gdybym była ślimakiem, wspominałabym z rozrzewnieniem. Ale - tadam - nie jestem. W dodatku pojechaliśmy na działkę, na której jest specyficzny mikroklimat pod tytułem "zawsze leje". Mikroklimat się nie wyłamał, pierworodna, spoglądając drugiego dnia pobytu na zachmurzone niebo, orzekła "ja tej pogody nie robiłam". Słońce wyszło ostatniego dnia, akurat żeby przyświecać przy pakowaniu ubłoconych spodenek i kaloszy.
Ale koniec narzekania. Dziewczynki były zachwycone, mimo pogody. Latały pół dnia po dworze, a potem spały razem na wersalce (Róźka pierwszy raz poza łóżeczkiem z drabinkami... Usypiał, chwała Bogu, Tatuś Kochany, bo ja bym trzy razy wyszła z siebie i wróciła na tarczy, śpiąc zresztą).
Tu jedna z rzadszych chwil siostrzanej łóżkowej czułości

Matka, jak widać, dokumentowała fotograficznie, dzięki czemu nie ma jej na żadnym z kilku setek zdjęć. Może to i dobrze, bo nawet bez czerwonego nosa prezentuje się na fotografiach raczej mało zachęcająco.

Podróż była męcząca


Ale potem od razu trzeba było przywitać się z trawką

i huśtawką

oraz pokłócić z młodszym kuzynem Franiem o zabawkę

i oczywiście przywitać z dziadkiem

Najfajniejsze były spacery (zdaniem Lili)

i jedzenie (zdaniem Rózi)




(Lila to nawet przy jedzeniu musi gadać)

Na koniec trochęśmy się wybrudzili

trochęśmy posprzątali


I już trzeba było wracać


1 maj 2013

Przedszkole

Lilka, prawie 3,5 roku

Lila jest od 2 lat dzieckiem zinstytucjonalizowanym.
Wpływ przedszkolnych zwyczajów i norm na dziecko widać głównie w tym, że próbuje je stosować również w domu - całe szczęście nie są to złe zwyczaje. Choć pewnie Rózia jest już nieco znużona ciągłym odgrywaniem jedynego w placówce przedszkolaka pozostającego pod czujnym okiem usmarkanej pani nauczycielki...

A niżej przykłady tego, jak przedszkole wpływa na dziecko:

- Mamo, proszę daj mi to.
- Nie dam.
- Tatooo, mama nie chce mi dać tego kremu!
- Bo to jest mamy krem, na zmarszczki, ty takiego nie możesz używać.
- A w przedszkolu jest napisane, że się trzeba dzielić! Mamo, no daj mi ten krem!



- Wiesz, Lilu, odwiedziłyśmy dziś z Rózią Franka i nauczyłam go pokazywać język (Franek to mój półroczny chrześniak).
- Oj, to bardzo nieładnie! W przedszkolu jest napisane, że nie wolno pokazywać języka.



- Lilka, chodź się myć.
- Nieee, najpierw chcę coś zjeść.
- Ale woda już nalana, chodź do brodzika, a potem możesz coś dostać.
- No to umowa! Najpierw kolacja, a potem idę się myć. Tak? Umowa!