Idyjotka postanowiła się rozmnożyć

Powiedzmy, że to blog-córka. Choć lepiej wyglądałoby "córki".
Tego blogu .

A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)

Miłego czytania.


31 sie 2011

Odkrycia

1 rok, 9 miesięcy i 29 dni

Lila patrzy w ekran komputera i mówi "Nie ma. O, jeśt. Nie ma. Jeśt! Nie ma. O, jeśt...".

Tak, moi państwo.

Kursor.

28 sie 2011

Bunt dwulatka

Rozpacz, bo tata niesie aparat, a aparat jest "MAMIII!!". Mama z kolei nie może chodzić w nie swoich klapkach (BABIII!!), są jej odbierane z krzykiem i oburzeniem i dostarczane babci.
Sprawiedliwy gniew, bo tata siadł na krześle mamy i odwrotnie (miejsca wyznacza Lila). Bo kotek leży na przewijaku. Bo mama nie zrozumiała dziecka i dała bułkę, a chodziło o co innego.
Histeryczny ryk ze spazmami, bo dziecko nie chce spać pod kocykiem, tylko pod puchową kołdrą (30 stopni w cieniu).

Dziś łzy, ryk i smarki do pasa, bo: 1. spadły spodenki od piżamki, 2. kakao było zrobione nie dość szybko, 3. z krzesełka wyjął tata, a nie mama, 4. dziecko rzuciło butem i nikt mu go nie podał, 5. jajko nie dało się stłuc małą plastikową łyżeczką i 6. największa histeria: majtki były z kotkami, a nie z motylkiem.
A to dopiero początek dnia...

26 sie 2011

Miszcz mowy wiązanej

1 rok, 9 miesięcy i 24 dni

- W pokoiku na stoliku stało mleczko i...
- KAKAŁO!

Zagadki

- Lilka, a które zwierzątka potrafią fruwać?
- ...
- Ptaszek fruwa?
- Taaak!
- Piesek fruwa?
- Nie.
- A kotek?
- Nie.
- A motylek?
- Tak.
- A mucha?
- Sio!

Oprócz tego okazało się, że sowa nie potrafi. Wrona umie, gołąbek, wróbelek i sroka też. A sowa? Sowa nie.
- Lila, ale sowa potrafi fruwać.
- Nie.
- Ale naprawdę potrafi!
- Nie. Nie, nie, nie!

23 sie 2011

Komedia w jednym akcie

Położona przed 20 minutami Lila budzi się z płaczem:
- Nóśka, nóśka!
- Co nóżka? Boli?
- Nóśkaaaa!
- Ale co się stało?
Lila pokazuje, że trzeba pocałować.
Matka odkłada brzuch na komodę, przechyla się nad barierką niemowlęcego łóżeczka i całuje.
- Duda!
Matka całuje drugą. Lilka kładzie się na brzuszku i zasypia.

Kurtyna.

18 sie 2011

Panie jeść teś

1 rok, 9 miesięcy i 16 dni

W zasadzie pierwsze zdanie Lili. Tzn. pierwsze z tych, które w całości zrozumiałam i których nie zdążyłam zapomnieć przed zapisaniem (zła matka, zła matka, zła).

"Panie" nie brzmiały dokładnie jak "panie", ale dało się to jakoś tam wyłuskać z różnych bełkotków i zawijasów dźwiękowych. Siedziały obok nas w barze "u Piotra" i spożywały frykasy 20% taniej, bo za pół godziny bar się zamykał.
W tym tygodniu codziennie jeździłam do pracy. Daleeeko. Codzienne pracowanie powinno być zabronione - człowiek jest potem padnięty i ma w domu syf. Oraz pustą lodówkę. W związku z tym żywi się w tych barach, które akurat ktoś miłościwie założył w pobliżu bankomatu. I dzięki temu towarzyszy rozwojowi mowy swojego dziecka. Ale to za mała rekompensata za codzienne jeżdżenie do roboty, zaiste.
Idę spać. Amen.

16 sie 2011

I jechke o spaniu

Lila uwielbia. Kocha. Praktycznie od zawsze.
I my też. Dzięki Lilaczej namiętności nigdy nie byliśmy niewyspanymi rodzicami.
Nasze dziecko nauczyło się przesypiać całe noce skończywszy 8 tygodni. A potem było już coraz lepiej.
Nigdy - poza kilkoma dniami znarowienia, kiedy to upajała się umiejętnością wstawania - nie trzeba było jej specjalnie usypiać, kołysać, śpiewać albo błagać, żeby wreszcie poszła spać. Teraz nie trzeba w ogóle.

Zasypianie w ciągu kilku minut? - nie ma sprawy.
Budzenie się dopiero rano, na śniadanko, z suchą pieluszką - bez problemu.
Pięciogodzinna drzemka w ciągu dnia? - też potrafi. Ale na ogół śpi cztery. Potem zasypia wieczorem o zwykłej porze, około dwudziestej.
Panie w żłobku były pod wrażeniem tego, że od pierwszego dnia Lila grzecznie kładzie się na drzemkę, od razu zasypia i śpi przepisowe dwie godziny (po czym jest, niestety, budzona na podwieczorek i potem snuje się troszkę niedospana).

Przed snem czytamy Lili książeczki. Chyba że znacząco wetknie kciuk do dzioba i pokłada się już na przewijaku, albo usiłuje ześliznąć się z niego prosto do łóżeczka, żebyśmy już dali jej święty spokój i pozwolili spać.
Ostatnio czytałam jej "Trzy świnki". Lila niecierpliwie przewertowała kartki książki do końca, powiedziała "papa, sinki" i kazała się położyć.
No uwielbiam :)

Update: dziś Lilka mówiła przed spaniem "papa, keki" (do chusteczek), "papa, biki" (do rybek wiszących na lampie), potem pożegnała też czule zegar i obrazy na ścianie.

Pochę, pochę, jechke!

1 rok, 9 miesięcy i 2 tygodnie

Tak, unosząc ręce, mówi Lila do wujka Hop-hop (w Lilowej wersji Pop-pop), kiedy chce, żeby znowu podnieść ją wysoko do góry.
O "dziękuję" (dzije) trzeba jej już specjalnie przypominać, bo "pochę" przynosi zdecydowanie konkretniejsze efekty, a "dzije" wydaje się nieopłacalne.

A wczoraj mała dziewczynka wykazała się znajomością zasad ruchu drogowego, kiedy - ostrzegając tatę-kierowcę - mówiła przy zbliżaniu się do świateł "noni, tać!".
"Zielony" to też "noni", no ale wiadomo, że na zielonym mówi się "jedź".


11 sie 2011

Fryzury albo kolejna zaleta żłobka

1 rok, 9 miesięcy i 9 dni

Lilka nigdy nie była bezwłosym niemowlęciem, choć przyznać trzeba, że z początku nie była to imponująca koafiura
Z czasem okazywało się, że Lila - chwała Bogu - w dziedzinie owłosienia wdała się raczej w tatusia i - jeszcze chwalsza Bogu - w dziadka. O:

Niestety, wprost proporcjonalna do wzrostu loków była niechęć Lili do poddawania ich wszelkim, najprymitywniejszym nawet, zabiegom fryzjerskim, w związku z czym włosy rosły jak chciały (grzywkę udało mi się kilka razy podciąć różnymi chytrymi sposobami, w tym raz mininożyczkami od miniscyzoryka, kiedy dziecko przysnęło w foteliku samochodowym), wpadały do oczu i do zupek, zahaczały się o zapięcie śliniaczka i w ogóle czyniły sporo zamieszania.

Kiedy pani w żłobku poprosiła nas o przyniesienie gumek, usiłowałam jej wytłumaczyć, że to na nic, bo Lila zrywa gumki po 10 sekundach, o ile w ogóle pozwoli je sobie założyć.

Takie dziecko odebrałam (moje, nie moje?):


Kolejnego dnia takie:


Potem takie:

I takie:

Próbowałam tego samego w domu, ale zdecydowanie nie ten autorytet. Zdecydowanie...
Więc po prostu odstawiamy Lilkę do żłobka z zestawem gumek w kieszonce i odbieramy pięknie uczesaną pannę.

7 sie 2011

Zestaw Mały Wojownik

21 miesięcy i 5 dni

W skład zestawu wchodzi dziecko, farbki w kilku kolorach oraz pędzelki (fakultatywnie).

Dziecko dostało farbki. Oraz kartkę i dwa pędzelki.
Przez pięć minut malowało pędzelkiem po kartce, wg instrukcji obsługi farb.
Potem zaczęło maczać w farbkach paluszki, również zgodnie z instrukcją, bowiem na pudełku stało jak byk, że są "do malowania rękami". Nie przypominam sobie, żeby instrukcja przewidywała również malowanie rękami twarzy, ale tym zajęła się Lila w następnej kolejności.

Później, jak na elegantkę przystało, Lila wzięła cienki pędzelek i precyzyjnie obmalowała sobie dziurki od nosa (również w środku) oraz paznokcie.

Po każdym etapie zdobienia przyglądała się krytycznie w lusterku.


Na koniec podniosła ochronny fartuszek i zaczęła mazać pędzelkiem po brzuszku.
- Lilcia, a co ty tam malujesz? - pytam.
- Dzidzię.

Kompletny wojownik z dzidzią (choć bardziej pasowałoby: z dzidą) wyglądał tak:


Zaraz po sesji zdjęciowej powędrował pod prysznic, gdzie okazało się, że farbki są łatwozmywalne tylko do pierwszego zaschnięcia. Do kościoła wojownik powędrował już czysty, ale z dyskretnie zielonym wypełnieniem małżowiny usznej prawej oraz gustownym pasemkiem w kolorze khaki.

3 sie 2011

Żłobek

Jakoś o tym nie pisałam. Tylko tyle, że Lila poszła.
A początki były trudne. Truuuudne.

Lilut żłobka nie pokochał od pierwszego wejrzenia, delikatnie mówiąc. Bał się go i odstawiał cyrki. Cyrki zaczynały się już w samochodzie i polegały na łzawych protestach, przeradzających się w miarę zmniejszania odległości od żłobka w protesty histeryczne i gwałtowne. Do tego stopnia, że wychodziłam, zostawiając ryczące dziecko i słyszałam ten ryk jeszcze na ulicy, przez zamknięte okna. Lila w żłobku nic nie jadła, kiedy się po nią przyszło, z wdzięcznością wtulała się w wybawiciela i od razu zaczynała mówić "papa" wszystkim napotkanym osobom, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że już stąd wychodzi. No i poza tym oczywiście chorowała na potęgę.

Tak z miesiąc to trwało.
Po tym czasie Lila przestała chorować.
Przekonała się też do żłobka.
Przekonała się do tego stopnia, że rano w szatni zapomina zdjąć kurteczki, bo już jest przecież w połowie schodów na górę. Zaraz potem sama puka do drzwi sali i biegnie do dzieci, nigdy nie reagując na prośby matki "Liluś, ale pożegnaj się ze mną!" Kiedy ostatnio po nią przyszłam, powiedziała, że nie idzie do domu. Swoim paniom pozwala się czesać w wymyślne fryzury, więc cały przydział gumek do włosów rezyduje teraz w żłobku, bo w domu na ogół nie daje sobie zrobić głupiego kucyka.

I na koniec dialog sprzed kilku dni:
- Lila, a kochasz mamusię?
- E-e
- Hm, to kogo kochasz?
- Baba... Dziadzia...
- I...?
- Bobka! *)




*) Żłobka

1 sie 2011

Samodzielność

Ma swoje ciemne strony.
Lila przychodzi do kuchni, otwiera sobie szufladę, po omacku (szuflady znajdują się zdecydowanie powyżej czubka jej głowy) wygrzebuje łyżeczkę, wychodzi, po czym wraca dumna i blada z tą samą łyżeczką, daje mi ją do oblizania i znów wychodzi. No ok, uznaję, że to taka zabawa w "daj pić lali" i dopiero po czwartym kursie idę za Lilą, żeby sprawdzić, gdzie znika.
A mała przedsiębiorcza dziewczynka zmierza dziarsko do łazienki, gdzie nabiera łyżeczką wody z bidetu, w którym moczą się akurat zasiusiane pieluszki, bierze kilka łyków dla siebie, po czym leci z napełnioną łyżeczką do mnie. Łazienka mokra. Lila mokra. Mama mokra, od łez, ze śmiechu.