Adusia, rok i dzień
W czasach bitwy pod Wiedniem, kiedy jeszcze nie mieliśmy dzieci, mówiłam mojemu narzeczonemu, że jak już kiedyś się odważę w ogóle mieć jakieś potomstwo, to zamawiam takie od razu pięcioletnie - żeby się dało pogadać na poziomie, puzzle razem poukładać i nie trzeba było zmieniać pieluch.
Dość szybko przekonałam się, że było to jedno z najbardziej idiotycznych i bezmyślnych zdań, jakie udało mi się w życiu wypowiedzieć (obok "o nie, żadnego trzeciego dziecka", "chyba nie przekonam się do kindla" i "masło jest niesmaczne").
Dziś najchętniej zawsze miałabym przy sobie jakiegoś rozkosznego roczniaka - gdybyż tylko nie wiązało się to z męczącym okresem inkubacji oraz faktem, że każdy roczniak stanie się w końcu pyszczącym nastolatkiem.
Na myśl o Adelce czuję, jakbym była nafaszerowana po brzegi czekoladkami eiskonfekt. I one się tak rozpływają i rozpływają...
Zdjęcia Ady w następnym wpisie, ten zdominował niemiecki przemysł cukierniczy. Czy pisałam już, że ona jest idealna?