Ostatnio Rózia przy obiedzie zapragnęła nakarmić kotka. Ponieważ prawdziwy z niespecjalnym entuzjazmem podszedł do faszerowania go ryżem ze szpinakiem, ofiarą opiekuńczych instynktów młodej padł święty kotek z obrazka fundacji Kocie Życie (nieodparcie kojarzy mi się z tymi rozdawanymi przez księży chodzących po kolędzie).
Rózia bardzo sprawiedliwie dzieliła - łyżeczka dla niej, łyżeczka dla kotka.
Następnego dnia okazało się, że opieka nad płaskim sierściuchem nabrała charakteru stałego i kotek był namiętnie częstowany mandarynkami i pojony z plastikowego klocka mającego imitować butelkę.
Może kupić Rózi lalę, co?