Idyjotka postanowiła się rozmnożyć

Powiedzmy, że to blog-córka. Choć lepiej wyglądałoby "córki".
Tego blogu .

A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)

Miłego czytania.


30 wrz 2011

Środek nocy

1 rok, 10 miesięcy i 4 tygodnie

Trzecia. Budzi mnie płacz Lili "mama, mama!"
Przybiegłam do niej, a Lilka - drugi raz w życiu (mówię o nocach), nie licząc okresu całkowitego noworodkostwa, kiedy paliwa nie starczało jej jeszcze na te święte min. 8 godzin - oznajmiła z płaczem "sce jeść!"
- Kochanie, ale jest środek nocy. Co chcesz teraz jeść?!
- Sce kaśke!
- A może być kakao?
- Nie, kaśka!

Nieco strwożona hipotetyczną reakcją na moją niesubordynację zrobiłam jednak kakao, bo to jednak trwa trochę krócej, a niełatwo jest opierać się presji czasu, słysząc z pokoju głodnego dziecka rozpaczliwe okrzyki "mamusi nie ma! mamusi nie ma!"
Opieprzu nie dostałam, dziecko wypiło prawie całą szklankę, pod koniec nagle stwierdziło "juś", walnęło się na poduchę i usnęło natychmiast snem niewiniątka.

Też bym tak chciała zawsze wiedzieć, czego chcę.

23 wrz 2011

Trzeźwy wniosek

1 rok, 10 miesięcy i 3 tygodnie

Mamusia ma napad czułości:
- Moja Lilusiu! Mój ty kotku kochany! Ty jesteś mój kotek, wiesz? Jak się nazywasz, kotku?
- Fijemon.

Pierwsze ostrzeżenie

1 rok, 10 miesięcy i 3 tygodnie

Wysłałam mężu sms, żeby mi koniecznie kupił kwas chlebowy, bo tylko tam, gdzie akurat pojechał, można go dostać. Po półgodzinie widzę, że zapomniałam nacisnąć "Wyślij".
- Oh, shit!
- Ośit!

Właśnie postanowiłam sobie, że koniec z brzydkimi wyrazami. Najwyżej na piśmie - jeszcze chociaż przez parę lat...

22 wrz 2011

Spuchłam

Siedzi dwóch menelowatych facetów pod pięćdziesiątkę na ławce na skwerku za UM. Nagle jeden szturcha drugiego:
- Ty, patrz jakie śliczne!
- Co?
- Dziecko!
- Aha...
I oboje wgapiają się w Lilkę, maszerującą dziarsko ze żłobka z plecaczkiem-żyrafką, która - mijając ich - uśmiecha się całą gębą i drepce dalej.

Z dumy spuchłam. Że to MOJE.

14 wrz 2011

Co ma konik

1 rok, 10 miesięcy i 11 dni

Przed muzeum postawili jakiegoś białego konia z masy plastycznej - piękne to to nie jest, ale Lila zafascynowana.
- Popatrz, konik. Ma czarną grzywę i ogon. A poza tym jest cały biały. Ma białą głowę, białe nogi, biały brzuch...
- I pupe!
- Pupę też ma białą.
- I pipke!
- Ehm. Słoneczko, a gdzie ten konik ma pipkę?
- Ma! Tam!

Rzeczy, których się nie da

Nie da się, nawet w najgorszy upał, założyć butków bez skarpetek.

Nie da się jeść łyżką większą od najmniejszej deserowej srebrnej łyżeczki, którą można znaleźć w domu. Jeśli łyżeczka nie jest odpowiednio mała, jedzenie nadaje się do wyrzucenia, a cały fakt trzeba długo i rzewnie opłakiwać.

Nie można wstać z nocnika, jeśli nic się w nim nie znalazło, choćby trzeba było siedzieć pół godziny, domagając się co chwilę czytania nowych książeczek.

Jeśli do fotelika samochodowego wsadzi mama, to się nie liczy. Lila musi wejść sama, inaczej będzie zrozpaczona i nie da się zapiąć.

Surowe warzywa są absolutnie niejadalne.

Nie można użyć nawilżonej chusteczki nie wsadzając jej sobie (przed lub po użyciu, obojętne) w gębę celem namiętnego wysysania.

Nie da się przejść obojętnie obok kotka, bez prób złapania go za ogon.

12 wrz 2011

Chiba

1 rok, 10 miesięcy i 9 dni

Prawdopodobnie nadużywamy w domu wyrażeń modalnych.

Lila kilka dni temu upodobała sobie jedno z nich i używa go wszędzie, gdzie się da, a czasem i tam, gdzie się nie da. Oczywiście - nikt nie wątpi - jest to nadzwyczaj pocieszne (wątpiących zapraszamy w tej chwili na dłuższy spacer).

Rano zakłada "majtki chiba", na butkach ma "chiba papiki (motylki)", a pytana, od kogo ma książeczkę, odpowiada, że "tatisia chiba" - i w ogóle każdy fakt radośnie podaje w wątpliwość.

Wczoraj oburzyła się, że dostała swój kawałeczek ciasta na za dużym, jej zdaniem, talerzyku, domagając się zdecydowanie: "chiba małi!". Kiedy pod wieczór wróciliśmy do domu i już od progu dało się poczuć, że kocie systemy trawienne podczas naszej nieobecności bynajmniej nie próżnowały (nasze koty jako jednostki wyzwolone i przekonane o swojej dominacji nie zasypują swoich kuwetowych produkcji) Lila skwitowała zaobserwowany stan rzeczy refleksyjnym "fuj chiba".
A dziś wprawiła nas w prawdziwe zdumienie, wykazując się nie wiadomo gdzie zdobytą znajomością maszyn budowlanych, wykrzykując na widok pracowicie wykrzesanej z Lego Technics przez swojego tatę koparki: "O, palka! palka chiba!".

11 wrz 2011

Sposób aplikacji

Mama wytłumaczyła, że te tabletki się bierze, kiedy boli brzuch, więc Lilka chodzi z podciągniętą bluzeczką i blistrem węgla leczniczego przyłożonym do pępka.

10 wrz 2011

Matka jest chora

i zdycha.

Lilianka tymczasem, natchniona misją pocieszenia zdychającej:

- ruchem nieznoszącym sprzeciwu podaje jej różne rzeczy, których ta akurat nie potrzebuje (okulary, kapcie, kubek z wodą);
- wskakuje śpiącej znienacka na plecy, tak w ramach ożywczej radosnej niespodzianki; z rzadka tylko tuż przed atakiem wydając odgłos ostrzegawczy w postaci gromkiego "mamisia pi!";
- domaga się całusów, wysuwając kusząco mokry, zaśliniony ryjek;
- wydobywa z opakowań i czyta ulotki z lekarstw, a potem zawija w nie różne przedmioty;
- symuluje grę na pianinie, waląc w klawiaturę leżącego nieopodal laptopa;
- skacze po łóżku, co 5 minut przyprawiając zdychającą o stan przedzawałowy (a tym samym zamieniając zdychanie bierne w zdychanie czynne), bo łóżko ma wysokie drewniane brzegi i nie zostało zaprojektowane do tego, żeby skakały po nim nierozumne dwulatki.

Kochane mam dziecko, bardzo :)

Radosna nowina

Lilka budzi się z drzemki i wesoło śpiewa w swoim pokoju. Potem wychodzi z łóżeczka, drepce bosymi stópkami przez przedpokój i z uśmiechem zagląda do nas, pokazując na pieluszkę:
- Chiba kupka.

6 wrz 2011

Skąd ona to zna?

Może ze żłobka?

Imieniny mojej mamy. Siedzimy przy ognisku i śpiewamy "sto lat". Słucham z rozdziawioną gębą, jak posadzony obok mnie Lilut z pełnym zaangażowaniem piszczy "toojat, toojat, baci, baci!"

5 wrz 2011

Dialogi z dużą dziewczynką

1 rok, 10 miesięcy i 3 dni


- Chcesz siusiu?
- Nie sce siusiu.
...
- Mama, siusiu bobiłam!


- Dodi, dodi!
- Chcesz lody?
- Tak!
- To sobie weź.
Lila podchodzi do zamrażarki, otwiera, wyjmuje, podaje. Nakładam jej i sobie.
- Łyśka! - Lila otwiera szufladę i po omacku grzebie - Duua, duua, mała! - Bierze małą i zaczyna zajadać. - Jechke!
- Chcesz jeszcze? Ale już zjadłaś, nie ma.
- Tutaj jeśt - mówi z chytrym uśmiechem, pokazując na moją miseczkę - Daj.
- A poprosisz mnie ładnie?
- Pochę!


Zrobiłam Lili kanapkę z pasztetem. Lila precyzyjnie wydłubuje pasztet z chleba: "Nie sce takie".

- A co dzidzia w brzuszku robi?
- Cita.
- Czyta? A co czyta?
- Kaśke. (książkę)


- Lila, co chcesz jeść na kolację?
- Jajki.
- Co?!
- Jajki, jajki!
- Jajka?
- Nie sce jaja!
- Piotr, nie wiesz, co to są "jajki"?
- Nie mam pojęcia.
- Może chcesz chlebka?
- Nie sce jebka! Jajki!
Zdesperowana Lila otwiera kuchenną szafkę i z mozołem wyciąga z niej toster. I odtąd wiemy, że "jajki" to grzanki.


Ubieramy Lilę do snu, gadamy do niej, przekomarzamy się... A tu masz piżamkę z serduszkiem, może być? A tu jest śpiworek, chcesz śpiworek z kotkiem?
- Pać sce - mówi znużona Lila, sama zsuwa się z przewijaka do łóżeczka, kładzie na brzuchu, nieudolnie jedną ręką nakłada na siebie kocyk, wkłada kciuk do buzi i zasypia.