Idyjotka postanowiła się rozmnożyć

Powiedzmy, że to blog-córka. Choć lepiej wyglądałoby "córki".
Tego blogu .

A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)

Miłego czytania.


16 mar 2017

Sarkazm

Mam świetną rękę do kwiatów. Kwiat choćby muśnięty moją ręką usycha, więdnie albo opadają mu listki. No czary. W zasadzie jestem pogodzona z losem i choć od czasu do czasu nęci mnie pokusa postawienia na parapecie czegoś żywego, to na ogół zostaje ona zaspokojona przy pomocy kota.

W poprzednim lokum ozdobiłam półeczkę w przedpokoju sztucznym sukulentem, bo prawdziwy z braku światła i tak nie miałby szans - nawet bez mojej  pomocy. Kwiatek pętał się teraz bez przydziału, więc postawiłam go na próbę na stole w kuchni.

Dziewczynki siedzą przy śniadaniu i oglądają.
- Mamo, a ten kwiatek nie jest prawdziwy? - pyta Róża.
- Nie, jest sztuczny.
- A to znaczy, że nie urośnie?
- Tak. I że nie trzeba go podlewać.
- Tak, Róziu - wtrąca się Lila i z minką niewinną ale mrokiem w oku mierzy mnie spojrzeniem, cedząc przez zęby - Nasza mama jest świetną ogrodniczką.

Żmiję na własnym łonie.

O głowie bolącej i głowie mądrej

Lilka, 7 lat i 4,5 miesiąca

Ja: Od rana boli mnie głowa.
Lila: Wiesz, mamo, na butelce tej wody, którą miałam w teatrze, było napisane, że przyczyną bólu głowy może być odwodnienie organizmu.

14 mar 2017

Butki

Adela, 13 miesięcy bez 5 dni

Czy ja coś pisałam o tym, że Ada nienawidzi butów? I że nie pozwoli sobie założyć nawet skarpetki, która ma doszytą podeszwę? Oraz drapie i kąsa rękę, która usiłuje wprowadzić ją łagodnie w świat obuwia dziecięcego, rzepków, skórzanych wkładek, mięciutkich podeszewek i uroczego wzornictwa, na widok którego każdy chciałby znowu mieć stopę w rozmiarze 18.

Proszę Państwa, ogłaszam z radością, że okres buntu obuwniczego minął.
Przemieniłam histeryczną, wyjącą i wijącą się wężowymi ruchami meduzę o dziesięciu niesfornych stopach w grzecznego tuptusia, przynoszącego w łapkach maciupcie mokasynki i patrzącego mi w oczy z oddaniem wiernego spaniela i mówiącego całym sobą "załóż, mamusiu, o, popatrz, tu mam nóżkę, a tu drugą".

Do powodzenia operacji niezbędna była odrobina przemocy oraz zręcznie pranie mózgu w połączeniu z ćwiczeniami praktycznymi, które miały doprowadzić delikwentkę do wniosku, że obuwie = zachwyty otoczenia, nęcące okoliczności przyrody, spacery, zjeżdżalnia, huśtawki, zbieranie petów z chodnika i wszystko to, co roczniaki najbardziej kochają. Podziałało.
Wystarczyło wyjść na zewnątrz, zapewnić pakiet emocjonujących rozrywek i oczarowany światem maluch uznał, że warto było dać się obuć.

Kolejnym etapem walki z krnąbrną berbecią naturą będzie pewnie czapka, której nie da się przywiązać do głowy. Ale to dopiero latem.

I ostatecznie zawsze można doszyć troczki.