W poprzednim lokum ozdobiłam półeczkę w przedpokoju sztucznym sukulentem, bo prawdziwy z braku światła i tak nie miałby szans - nawet bez mojej pomocy. Kwiatek pętał się teraz bez przydziału, więc postawiłam go na próbę na stole w kuchni.
Dziewczynki siedzą przy śniadaniu i oglądają.
- Mamo, a ten kwiatek nie jest prawdziwy? - pyta Róża.
- Nie, jest sztuczny.
- A to znaczy, że nie urośnie?
- Tak. I że nie trzeba go podlewać.
- Tak, Róziu - wtrąca się Lila i z minką niewinną ale mrokiem w oku mierzy mnie spojrzeniem, cedząc przez zęby - Nasza mama jest świetną ogrodniczką.
Żmiję na własnym łonie.
No, ale ten ciety jezyczek, to po kims przeciez ma... :D
OdpowiedzUsuńAgata, to samo miałam napisać :))
UsuńAle powiedz, Ido, taka zdolność do ciętej riposty to się zasadniczo w życiu przydaje przecież! :)
Za zdanie o żywym kocie na parapecie masz u mnie przynajmniej Nike. Nagrodę w sensie, nie but :P
Obie macie ironię opanowaną ;D Osobiście uwielbiam i doceniam takie inteligentne poczucie humoru, więc jak dla mnie, to dobrze rokuje :)
OdpowiedzUsuńBrawo ! Ja wiele razy łapiałam się na tym,że cięta riposta przychodziła mi na myśl.... 5 godzin po fakcie, który mozna było tą ripostą podsumować
OdpowiedzUsuń