W ogóle w naszym domu kulinaria są czymś nietypowym. Zawsze ilekroć próbuję zrobić dobry obiad, kończy się 4 godzinami w kuchni i nieziemskim syfem dookoła. Przygotowywanie posiłków jest ze wszech miar nieopłacalne.
Ale dzisiaj coś dla Lili miało być.
Świnkowe bułeczki dla wielbicielki Peppy & co.
Przepis na blogu "Moje wypieki"
Lilianka radośnie skonstatowała, że "sinki", a potem odgryzała każdej uszy, ryjek i - zostawiwszy resztę, która w tym momencie przypominała już najtypowszą bułeczkę - szła po kolejną sinkę.
Następnym razem upiekę coś z większą liczbą elementów do odgryzania. Jakieś kwiatki. Albo stonogi.