Idyjotka postanowiła się rozmnożyć

Powiedzmy, że to blog-córka. Choć lepiej wyglądałoby "córki".
Tego blogu .

A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)

Miłego czytania.


3 kwi 2016

O tym, jak Rózia nie została wegetarianką

Różyczka, 4 lata, 3 miesiące


- Mamo, co będzie dzisiaj na obiad? - spytała Rózia, dziecko głodne przez większą część życia.
- Kurczak i ryż z warzywami.
- To ja chcę tylko ryż.
- O, dlaczego?
- Nie będę jeść kurczaka - smutka minka mode on. - On kiedyś żył, mi jest szkoda kurczaczka, nie będę go jeść.
- Ale to nie jest taki mały żółciutki kurczaczek. To wieelki kurczak - mówię i obłuda tłumaczenia nawet mnie samą lekko zniesmacza, więc omal nie dodaję, że to wredne i głupie ptaszysko, które biło kolegów, pluło na chodnik i wyrażało się obelżywie o niepełnosprawnych. Czego nie robi matka, żeby nie musieć zmieniać planów obiadowych...
- Dużego też nie chcę. Ja w ogóle chcę jeść kurczaków! Ani innych zwierzątek. Nigdy!
Nie można zaprzeczyć, dziecko ma rację, empatia mu się włączyła, nie zamierzam walczyć z faktami, choć, szczerze mówiąc, bardzo nie mi się chce bawić w dietę wegetariańską czterolatki, skoro reszta rodziny jest mięsożerna - umiarkowanie mięsożerna, ale jednak. Tym niemniej - szanuję wybór małoletniej:
- Dobrze, kochanie, nikt ci nie każe jeść kurczaka, zjedz ryż.

Na to wchodzi Tatuś Kochany, wyjaśniam mu pokrótce, w czym rzecz. Tatuś, jedyny naprawdę zdeklarowany mięsożerca w naszym gronie, spogląda na mnie z lekkim politowaniem.
- Nie chcesz jeść kurczaka, tak? - upewnia się, kierując pytanie w stronę młodej adeptki wegetarianizmu.
- Nie chcę.
- A mięsko zjesz?
- Taaak! - rozpromienia się Rózia i ochoczo siada do obiadu.

Kwestie dietetyczno-etyczne zostają niniejszym odroczone do odwołania.