Idyjotka postanowiła się rozmnożyć

Powiedzmy, że to blog-córka. Choć lepiej wyglądałoby "córki".
Tego blogu .

A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)

Miłego czytania.


19 kwi 2013

Lila, basen i Kicia Kocia

Lilka, 3 lata, 5 miesięcy i 17 dni

Lila boi się wody. Dostaje spazmów, kiedy kropla wpadnie jej do oka, nie lubi Róźkowego chlapania w brodziku, a mycie głowy traktuje jak wyrok. Kiedy miała 5-6 miesięcy, chodziliśmy z nią na basen na lekcje pływania dla bobasów, ale każde kolejne zajęcia przyjmowała z większym lękiem, a kiedy po dłuższej przerwie poszłam z nią na basen sama, pierwsze pół godziny spędziłam na obchodzeniu go dookoła z Lilą na rękach, wczepioną we mnie ze strachu. Mimo to Lilka utrzymuje dziarsko, że basen jest fajny i zawsze przyjmuje z entuzjazmem pomysł, żeby się wybrać popływać (entuzjazm jest podtrzymywany przez jedną z ulubionych bohaterek Lilinych lektur - Kicię Kocię). Tylko że z reguły na pomysłach się kończy - Tatuś Kochany nie lubi, a ja lubię bardzo, ale nie bardzo mogę.
Dziś jednak po dniu spędzonym z uwieszoną na mnie Róźką postanowiłam pointegrować się ze starszą:
- Lila, a co powiesz na to, żebyśmy poszły na basen?
- O, tak! Chcę na basen! Ja już się nie boję, już czuję się pewnie, poproszę na basen!
W drodze kwiczała ze szczęścia i ekscytacji, w basenowym holu sprawiała wrażenie basenowego starego wyjadacza, kokietowała panie bileterki, a w szatni wskoczyła w kąpielówki i czepek z prędkością o jaką nigdy bym jej nie podejrzewała. Zapał zaczął nieco słabnąć przy prysznicach, bo Lila prysznica też się boi, ale jeszcze jadąc na resztkach odwagi wykrzykiwała "Weźmy okularki! Będę nurkować!!" (z trudem powstrzymywałam się, żeby nie parsknąć śmiechem, bo nurkowanie i Lila - to coś jak ja i dzierganie rękawiczek), potem już weszłyśmy do hali basenowej...
- Mamo, ale do tego dużego nie idziemy - powiedziała lękliwie.
- Nie, idziemy do takiego dla dzieci.
- Dobrze... O, nie!!
- Co? Wchodzimy?
- Nie! Tu jest za dużo wody!
Pokrążyłyśmy dookoła. Potem odważyła się zanurzyć do kolan, więc brodziłyśmy tak przez kilka minut. Lila oswajała się baardzo powoli - żadnego zanurzania się po szyję, żadnego kładzenia się na wodzie - więc kiedy po godzinie zdecydowała się zjechać z małej basenowej zjeżdżalni dla dzieci, byłam z niej bardzo dumna. Pech chciał, że uderzyła tyłem głowy o dół zjeżdżalni i potem zanurzyła buzię, co zdecydowanie pogorszyło jej humor. Ukoiłam płaczącą, pogrzebałam moje nadzieje na rychłą integrację Lila-basen, a po 15 kolejnych minutach nie wierzyłam własnym uszom, kiedy Lila deklarowała, że znów chce zjechać. Pech to pech - zjechała w identyczny sposób, znów się poryczała, a kiedy masowałam jej potylicę i tak strasznie mi było szkoda małej biednej dziewczynki, która starała się przełamać swój lęk, Lila oznajmiła "Ech, dobrze, że miałam czepek, to mnie tak bardzo nie bolało" i wróciła do swojej zachowawczej basenowej zabawy w brodzenie.
Wyszłyśmy po dwóch (sic!) godzinach. Mały wymoczek stwierdził, że nie było tak źle i "ja się na początku boiłam, tak jak Kicia Kocia, ale potem już się boiłam mniej, tylko prysznica nie lubię, a Kicia Kocia i jej kolegowie to się nie boili nawet prysznica". Chwała Kici Koci, że Lilut w ogóle chce na ten basen chodzić. Może do matury odważy się zanurzyć choć pół ucha.