Idyjotka postanowiła się rozmnożyć

Powiedzmy, że to blog-córka. Choć lepiej wyglądałoby "córki".
Tego blogu .

A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)

Miłego czytania.


13 lut 2014

Chorak

Róża, 2 lata, miesiąc i 18 dni

Chorak ma dwa lata, gorączkę, bolące uszy i nieprzerwany słowotok.


...jesiem chola, mam golońćke, o tutaj [pokazuje swoją rączkę], daj lekalsfo! A silopek to jeśt lekalsfo? Ale śmieśnie. Jeśtem chola i mam jumieńce jak Kicia Kocia, chcem josiołek. Maś josiołek?...



Zapisałam choraka do doktora, pojechałyśmy, wcześniej dokładnie przećwiczywszy, jak pokazuje się gardło i co pan doktor będzie badał. O:


U pana doktora w poczekalni Rózia natychmiast obwieściła "siusiu i kupę!", ale po tym, jak z bardzo przepraszającą miną zapukałam do gabinetu i spytałam o przybytek, a doktor zaprosił nas do swojego domu i otworzył odpowiednie drzwi, dziecku momentalnie się odechciało. Od razu zapragnęła wyjść na zewnątrz, choć bystre oko nie omieszkało omieść przybytku, bo potem w aucie usłyszałam, że pan doktor ma "siupel kabinę". W poczekalni "siusiu i kupę" wróciło ze zdwojoną siłą, do tego doszło "mamo, chcem cycuśka", a audytorium w postaci pozostałych czekających miało ubaw, gratulując mi wyczerpania limitu obciachu na dziś. U pana doktora w gabinecie było wesoło, póki nie przyszedł pan doktor, wtedy od razu gęba się zawarła, łapy zacisnęły się na uszach, a brzuch wił w tańcu hula, żeby nie dopuścić do podniesienia bluzeczki. Pan doktor musi bardzo lubić dzieci, bo zniósł te brewerie z uśmiechem i wypisał Róźce kwit na syropek, który dzierżyła przez całą drogę jak trofeum.

- Ja juś nie mam golońćki.

- Nie masz?
- Tak, ciolaj ja upadłam i udesiłam na kolanko.
- I co?
- Golońćka śpadła.

Kurtyna.

Jadek

Róża, 2 lata, miesiąc i 18 dni

- Mamo, lubię cię.
- Ja też cię lubię, córeczko.
- I tatusia teś lubię. I Lilkę kofam. I kocham kotki...
Tu następuje krótka pauza, po której Rózia jakby z rezygnacją wyznaje:
- Ciebuli nie lubię.

Różyk jest doskonałym przeciwieństwem dziecka niejedzącego, wybrzydzającego i stroniącego od nowych potraw. Gdyby nie moje dziecko, raczej trudno byłoby mi uwierzyć w to, że niespełna dwulatek - wtedy jeszcze - może mieć słabość do sera pleśniowego i oliwek albo żebrać o warzywa.

Są rzeczy, których Rózia nie lubi, ale można je policzyć na palcach jednej ręki. Pamiętam cynamon (w kaszce, bo ciasto z cynamonem jadła i jej nie przeszkadzał), majonez oraz rzodkiewkę, cebulę i czosnek w wersji na surowo. Można zrozumieć.

Dziś kroiłam buraki.
- Cie ślubować! - domaga się Rózia, jak przy każdym jedzeniu, które widzi w zasięgu wzroku.
- Chcesz spróbować buraka? Surowego?
- Tak! - Bierze, chrupie, krzywi się. - Niedoble.
Po chwili Różyk wisi mi na nodze i woła:
- Cie ślubować jesie laś!
- Kochanie, ale już próbowałaś i ci nie smakowało.
- Ale śjadłam! - dumnie podkreśla Róża.