Idyjotka postanowiła się rozmnożyć

Powiedzmy, że to blog-córka. Choć lepiej wyglądałoby "córki".
Tego blogu .

A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)

Miłego czytania.


13 cze 2013

O oswajaniu lęków

Lilka, 3 lata, 7 miesięcy i 11 dni

Dużo można o Lili powiedzieć, ale na pewno nie można zarzucić jej brawury. Łagodnie mówiąc. Przemilczmy, po kim to odziedziczyła, ale po kimś musiała. Na drabinki nie wlezie, bo za wysoko, a jak przez pomyłkę wlezie, to nie zejdzie, bo za wysoko. Z wysokiej zjeżdżalni - tak, ale za rączkę. Na basenie - owszem, ale tylko do kolan. Na rowerku hamuje nogami, kiedy jej się wydaje, że jest za szybko... Trzeba jednak przyznać, że strach rzadko kiedy silniejszy jest od ciekawości, więc nawet jeśli mała ostatecznie spanikuje, nie można powiedzieć, że nie próbowała.

A teraz do sedna. Od miesiąca Tatuś Kochany popyla do roboty na rowerze. Głównymi ideami patronującymi przedsięwzięciu były: a. nabranie krzepkości, hartu, kondycji, mocy i wigoru, b. zaoszczędzenie na paliwie. I o ile punkt pierwszy, jak i jego realizator, powoli nabierają kształtów, o tyle punkt drugi był dotychczas wstydliwie pomijany z racji tego, że paliwa zmarnowaliśmy przez ten okres dwukrotnie więcej: podczas gdy Tatuś Kochany nabierał krzepkości, hartu et caetera, ja zawoziłam Liliankę do przedszkola i po nią przyjeżdżałam, chociaż mieści się ono piętro niżej niż pokój, w którym pracuje Tatuś. Trasa robiona dotychczas samochodem dwa razy dziennie, teraz była pokonywana x 4. W związku z rażącym marnotrawstwem zdecydowaliśmy się przekonać Liliankę do jeżdżenia z tatą na foteliku rowerowym. I tu zaczęły się schody.

Lilianka stanowczo odmówiła. Po pierwszej próbie - przyznaję, trochę na siłę - połowa mieszkańców tej ulicy, której bloki mają balkony z widokiem na nasze podwórko, wyległa do okien z ciekawości, któż tak maltretuje biedne dziecko, że owo drze się wniebogłosy i nie pozwala oglądać "Rozmów w toku". Tak. To my.
Druga próba wyglądała następująco:

- Lilusiu, ale czego ty się boisz?
- Bo tu jest wy, wy, wysooko!! - wykrzyczała Lilusia między jednym spazmem a drugim.
- Ale popatrz, kiedy tatuś trzyma cię na rękach, jest dużo wyżej, a się nie boisz.
- Ale tu się ki, kiiiiwaa...
- Popatrz: będziesz przypięta, możesz nawet trzymać się taty, tyle dzieci jeździ z rodzicami, masz taki piękny nowy kask...
- Nie, nie, nie!
- Lila, ale chociaż usiądź!
- A, a, ale jak nie będziesz je, je, jechać...
Wsiadła, ryknęła, kazała się natychmiast zdjąć.
- Ja chcę jechać na swoim rowerku!!
- Liluś, ale na twoim rowerku nie dogonisz tatusia. Pojedziesz do przedszkola razem z tatą, jak Jurek, zobaczysz, będzie super.
- Nie, nie, nie!
Tutaj nastąpiła część mało wychowawcza:
- Lila... Jeśli przejedziesz się kawałek z tatusiem, dostaniesz ode mnie jajko-niespodziankę.
Lilianka na chwilę popadła w stupor, po czym ryknęła strasznym płaczem, znamionującym cały tragiczny wybór między żądzą czekoladki i ogromnym strachem przed rowerem taty. W końcu zdecydowała, że pojedzie.
Płacz, ryk, gil, dreszcze ze strachu i mantra "nie tak szybko, nie tak szybko, nie tak szybko", choć Tatuś jechał już tak wolno, że na granicy upadku. W domu Lila zjadła zachłannie obiecaną nagrodę i zażądała jeszcze na deser biszkopcik. Dostała. Drugi biszkopcik. Nie dostała.
- Liluś, już ci wystarczy tych słodyczy...
- ...Chcę na rower!
- Hmm. Chcesz na rower dla roweru czy dla biszkopta?
- Dla biszkopta! I za płakanie.
- Za płakanie? Nie rozumiem.
- Bo jak będę na rowerze, to mnie to... rozweseli - powiedziała jeszcze ze łzami strachu w oczach nasza córka i po tym wyznaniu przejechała jeszcze z tatą kilka kilometrów, a dzień później wybrała się do przedszkola i z powrotem, wcale już nie płacząc. Małe kobiety są tak samo dziwne jak duże.

PS 1 Tu dodam, że dla Tatusia Kochanego wejście na rower w tym roku też nie było takim "hop", zobaczcie sami - klik.
PS 2 Róźka oczywiście przejechała się z Tatusiem z ochotą wielką. I bardzo lubi przymierzać kask, na który mówi "papa", czyli czapka.