Różyczka, rok, miesiąc i 6 dni
O tym, że dzieci rosną, przekonujemy się zawsze niespodziewanie. Jak na przykład dzisiaj, kiedy okazało się, że kuchenny stół - będący dotąd znakomitym azylem dla kocich misek - nie jest już dla Rózi żadnym wyzwaniem.
Od krzątania się po domu oderwał mnie odgłos pracowitego mlaskania. Pobiegłam do kuchni i co zobaczyłam? Różyczka już zdążyła położyć sobie miseczkę z kocimi chrupkami na dogodnej wysokości (taboret) i oddać niespiesznej konsumpcji. Zaskoczona moim nieartykułowanym okrzykiem (na wpół przerażonym "kocia karma, fuj! Kocia karma, może się zadławić!", na wpół rozbawionym "Kocia karma, uhm, nie pierwszy raz to przerabiamy") Rózia pospiesznie wyjęła kolejną chrupkę z miseczki i trzymała ją w wyciągniętej rączce na znak chęci podzielenia się łupem z mamusią. Potem jeszcze grzecznie, acz nie do końca z własnej woli, pozbyła się zapasu z buzi.
Następnie Rózia musiała wysłuchać kazania o totalnym zakazie wyżerania Borsukom z misek i czasowym zakazie namiętnych całusów - trochę jeszcze czuć ją kotem.
Widać taka karma... 8-)
OdpowiedzUsuń:)))
Usuńhehe :) ale przecież takie dobre chrupeczki były ;)
OdpowiedzUsuńHah, świetnie:D
OdpowiedzUsuńHaha, nas poratowala bramka w kuchni, bo inaczej psia karma tez byla regularnie podjadana przez mlodego smakosza!
OdpowiedzUsuńPamiętam jak dawno temu ( tak ze 30 lat) , kiedy w sklepach nic nie było, mieliśmy w domu małe kaczuszki z przeznaczeniem do hodowania na duże kaczki. Kaczuszki miały miseczki z resztkami jedzenia i z wodą.
OdpowiedzUsuńPewnego razu przyszli do nas goście z małą , raczkującą córeczką. Zaczęliśmy grać w kierki i tak nas ta gra pochłonęła, ze nie zauważyliśmy, jak dziewczynka wyjadła i wypiła wszystko kaczkom.
Nie zaszkodziło jej to wcale, teraz sama jest mamą i panią doktor.
A ja pamiętam jak jeszcze w szkole podstawowej popróbowaliśmy trochę łiskaska z Kamilem (ta.. czego myśmy nie jedli..). Niczego sobie był. Faktycznie, uważaj, bo jeszcze jej zasmakuje, no ta.. ale to w końcu Royal był:P
OdpowiedzUsuń