Idyjotka postanowiła się rozmnożyć

Powiedzmy, że to blog-córka. Choć lepiej wyglądałoby "córki".
Tego blogu .

A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)

Miłego czytania.


23 lut 2014

Pożą-danie

Lila, 4 lata, 3 miesiące, 3 tygodnie


Lidl. Robię szybkie zakupy z Lilką, która oświadczyła mi, że upieczony przeze mnie w domu chleb jest niejadalny, bo MA ZIARENKA, więc bezwzględnie musimy kupić bułki, żeby nie musiała iść dziś spać bez kolacji.
W pewnym momencie Lila wychyla się ze swojego honorowego miejsca w metalowym wózku (tak à propos, te wózki są do 15 kg, ale Lila je kocha, jest ktoś w posiadaniu szesnastokilogramowego dziecka, które przyczyniło się do destrukcji wózka sklepowego? Tak pytam, w celach statystycznych. Napiszcie, czy od razu za to pakują do więzienia, czy dają jeszcze pożegnać się z rodziną), ad rem: wychyla się i pyta o kusząco zaplątany produkt siedzący w lodówce z rybami.
- To sushi - wyjaśniam i idę dalej.
- Ja chcę sushi! - z mocą i niezachwianą pewnością stwierdza Lila.
- Hm, wydaje mi się, że mogłoby ci nie smakować.
- A co tam jest?
- Ryba... - zaczynam.
- Ryba! Przecież ja bardzo lubię ryby. Mamo, kup mi to sushi. Sushi! Chcę sushi! SUSHI! Proszę, kupmy sushi!
Jestem w miarę oswojona z sytuacją, kiedy dziecko marudzi, żeby kupić mu lalkę albo batonik. Mam przygotowane argumenty, kilka typowych kwestii na odparcie ataku oraz jestem wewnętrznie przekonana o tym, że i tak nie kupię, choćby mi się to dziecko zwinęło w trąbkę i porosło zielonym włosiem.
Nie byłam przygotowana na sushi.
Nie byłam przygotowana na to, że ludzie zaczną nam rzucać spojrzenia mówiące "No, niezła rodzinka, pewnie na śniadanie jadają pierożki z rakami, na obiad dzika w prawdziwkach, a dzieci zapychają wodorostami z ryżem".
Nie byłam przygotowana, zatem w końcu kupiłam, choć wydawanie pod koniec miesiąca kasy na niewspółmiernie do smaku i składu drogą popierdółkę niekoniecznie mieści się w moim Kodeksie Konsumenta. Ale - pomyślałam sobie - warto wspierać w dziecku chęć do poznawania nowych smaków, wcale nie tak częstą u małoletnich.

Lila piastowała swój zestaw maki-siaki-i-owaki w drodze do kasy, z niechęcią dała położyć go na taśmie - przy czym musiała obwieścić klientom i kasjerce, że tam jedzie JEJ SUSHI - następnie troszczyła się nieprzeciętnie o umiejscowienie w siatce na zakupy i bezpieczną podróż swojego nowego przyjaciela.

Tu muszę przyznać, że trochę brakuje mi pointy. Zjadła, choć bez entuzjazmu. Stwierdziła, że woli owsiankę. Życie.



 

4 komentarze:

  1. U nas z kolei odwrotnie - dziewczyny wyjadają mi chleb, który suszy się na kaloryferze i chodzą wszędzie z tymi kromkami (wolę to niż ciastka ;-)), ale goście albo ludzie na ulicy patrzą na mnie i widzę ich myśli wypisane na twarzy 'biedne dzieci, suchy chleb jedzą, co za matka...' ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja bardzo lubie sushi. I moja prawie trzylatka tez. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje dziecko - 2,7 - też bardzo lubi sushi (ale tylko z pieczonymi rybami i bez wodorostów :)). Lubi też mule, na tyle, że jak była młodsza, to zdarzyło jej się wsadzić do buzi ślimaki, gdzieś zebrane w trawie - z komentarzem: "Mule"... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. E, nie przesadzajcie. Nie ma przecież dobrego sushi.

    OdpowiedzUsuń