Idyjotka postanowiła się rozmnożyć

Powiedzmy, że to blog-córka. Choć lepiej wyglądałoby "córki".
Tego blogu .

A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)

Miłego czytania.


28 lip 2011

Wakacje









No to byliśmy na urlopie. 5 dni. Na działkę przyjechaliśmy w piątek - lało, w sobotę nie lało, żeby dla odmiany lunąć w niedzielę, w poniedziałek kropiło, we wtorek było tylko pochmurno, za to nadrobiło w środę. I wtedy się wkurzyłam i obwieściłam mokremu otoczeniu, że nie po to, cholera, brałam urlop, żeby marznąć i moknąć, więc resztę wakacji spędzę w kulturalnych warunkach, z łazienką, z klopem, z pralką i zmywarką, podziwiając deszcz zza szczelnych okien.
Deszcz w dupie ma moje podziwianie i dzisiaj się schował, więc zza szczelnych okien podziwiam słońce i +21, zastanawiając się, czy aby nie można było jeden dzień poczekać...

Dla równowagi wypada mi przedstawić trzy absolutnie zadowolone z wyjazdu istoty, zupełnie niezrażone aurą: Bazylię, Tymianka i Liluta.
Ziółka wypuszczone na wolność po męczącej podróży samochodem od razu zaczęły pomykać w zlanej deszczem trawie jak młode ropuszki i tak pomykały przez pół nocy, przychodząc tylko raz na czas wytrzeć mokre tyłki w naszą pościel.
Lilianka dzielnie wdziewała kaloszki oraz pelerynę z kapturem i wychodziła na eksplorację okolicy, podziwiając kaki, simaki, liski, baki* (te, które się nie utopiły) i kwicząc z radości na widok mokrych pajęczyn.

* kwiatki, ślimaki, listki i biedronki



A kiedy nie padało, trenowała na równoważni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz