Idyjotka postanowiła się rozmnożyć

Powiedzmy, że to blog-córka. Choć lepiej wyglądałoby "córki".
Tego blogu .

A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)

Miłego czytania.


3 paź 2014

O efektach domowej edukacji dietetycznej

Lilka, 5 lat bez miesiąca
Rózia, 3 lata bez dwóch miesięcy 

Bardzo dbamy o to, żeby nasze dzieci nie napychały się cukrem. A w zasadzie: żeby nasze dzieci jadły tego cukru jak najmniej. Najlepiej wcale. 
Przedszkole zupełnie nie idzie po naszej linii wychowawczej i w jadłospisie ma takie kwiatki, że na wszelki wypadek wchodząc tam i mijając drzwi intendentki, odwracam głowę gwałtownie w lewo, żeby przypadkiem nie spojrzeć w drugą stronę na jadłospis i nie zepsuć sobie humoru na cały dzień.
Dziewczynki są uświadomione w kwestii tego, że słodycze są tylko smaczne, a nie zdrowe i wydają się to rozumieć. Nie robią scen w sklepie przy lizakach i nie mają nic przeciwko zjedzenia daktyla czy łyżeczki miodu zamiast cukierka.
Rózia ostatnio nawet zaskoczyła mnie wywodem o tym, że "jak się je cukiel, to potem baktejje plodukują taki kwas i on niscy ząbki, wies?".
Próbowałam wynegocjować w przedszkolu, żeby dziewczynki nie dostawały słodyczy na podwieczorki, ale się nie udało. W związku z tym skapitulowałam z poczuciem klęski i staram się tym nie truć bardziej niż trzeba, choć wychodzi różnie.

Wczoraj przy kąpieli Lila  mówi tonem świętego oburzenia:
- A wiesz, co mieliśmy dziś na podwieczorek?! Wafelki z kremem czekoladowym! Przecież to jest niezdrowe! Dzieci nie powinny tego jeść.
- A może trzeba było powiedzieć pani, że nie chcesz? - mówię z przekąsem do małej hipokrytki, bo jestem absolutnie pewna, że moje dziecko w życiu nie odmówiłoby nikomu kremu czekoladowego.
- Jak już zjadłam, to od razu pani powiedziałam, żeby mi tego więcej nie dawała - odpowiedziała poważnie Lilianka.


I jeszcze dwa okruszki:

Lila dobitnie: "Cieszę się, że jadę do babci Celi, bo jest po pierwsze fajna, po drugie bardzo miła, a po trzecie śliczna i bardzo nas lubi, ROZUMIESZ?!"

Rózia: Rózia: A ja kiedyś byłam baldzo mała, az do ziemi.


3 komentarze:

  1. To dokładnie jak u nas. Krew mnie zalewa, a oczy nabiegają wściekłością, kiedy tylko pomyślę... dlatego staram się wyrzucać temat z głowy. Jadłospis przeczytałam raz, w pierwszym tygodniu i do teraz nie mogę się otrząsnąć. Jak można dwulatkom (reszcie przedszkolaków zresztą też) podawać tak puste jedzenie, w dodatku z przerażającą kalorycznością. Mała Mi w ciągu pierwszego 1,5 tygodnia przybrała 1,2kg... Przed zawitaniem w przedszkolu nie wiedziała w ogóle czym są jakiekolwiek słodycze, bo nigdy nie miała szansy ich spróbować, więc przechodziła obok nich obojętnie. Teraz widząc słodycze (nie w sklepie, ale jak gdzieś jesteśmy), prosi o nie :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten problem dopiero przede mną, ale mam takie samo podejście do sprawy - syn ma 16 miesięczy, cukru nie zna (poza owocami) i wcale się nie trzęsie kiedy widzi w sklepie kolorowe batoniki (w przeciwieństwie do kolegów i koleżanek, którze się trzęsą, wiadomo...) - ale co zrobić, można odwracać wzrok, można liczyć chyba tylko na mądrość naszych dzieci - kto wie, może pewnego dnia Lila faktycznie odmówi podwieczorku? Ale byłabyś dumna, nie? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłabym, bardzo. Ale absolutnie nie wierzę, że to zrobi. Słodycze są dobre, a moje dzieci mają rozum, ale nie mają tak silnej woli :)

      Usuń