Róża, 2 lata, miesiąc i 18 dni
- Mamo, lubię cię.
- Ja też cię lubię, córeczko.
- I tatusia teś lubię. I Lilkę kofam. I kocham kotki...
Tu następuje krótka pauza, po której Rózia jakby z rezygnacją wyznaje:
- Ciebuli nie lubię.
Różyk jest doskonałym przeciwieństwem dziecka niejedzącego, wybrzydzającego i stroniącego od nowych potraw. Gdyby nie moje dziecko, raczej trudno byłoby mi uwierzyć w to, że niespełna dwulatek - wtedy jeszcze - może mieć słabość do sera pleśniowego i oliwek albo żebrać o warzywa.
Są rzeczy, których Rózia nie lubi, ale można je policzyć na palcach jednej ręki. Pamiętam cynamon (w kaszce, bo ciasto z cynamonem jadła i jej nie przeszkadzał), majonez oraz rzodkiewkę, cebulę i czosnek w wersji na surowo. Można zrozumieć.
Dziś kroiłam buraki.
- Cie ślubować! - domaga się Rózia, jak przy każdym jedzeniu, które widzi w zasięgu wzroku.
- Chcesz spróbować buraka? Surowego?
- Tak! - Bierze, chrupie, krzywi się. - Niedoble.
Po chwili Różyk wisi mi na nodze i woła:
- Cie ślubować jesie laś!
- Kochanie, ale już próbowałaś i ci nie smakowało.
- Ale śjadłam! - dumnie podkreśla Róża.
Róźka jest niemożliwa! I co się matka dziwisz, chciałaś zakorzenić w córce dobre nawyki żywieniowe, to masz! ;-)
OdpowiedzUsuńRóżyka preferencje kulinarne jako żywo przypominają mi moje dziecię :D
OdpowiedzUsuńTak jak moja Eliza do dziś ma problemy, żeby przełamać się i spróbować czegoś nowego, tak Jej młodsza siostra-Lilka- absolutnie żadnych. Wczoraj żebrała o tuńczyka z puszki, ale to kiepski pomysł dla roczniaka :)
OdpowiedzUsuńJa bym dała :)
UsuńJa też bym dała, no... może wyciągnęłabym z puszki ;)
OdpowiedzUsuń