Idyjotka postanowiła się rozmnożyć

Powiedzmy, że to blog-córka. Choć lepiej wyglądałoby "córki".
Tego blogu .

A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)

Miłego czytania.


2 sty 2014

Mało wesoły wpis o służbie zdrowia

Nie wiem, z jakich pobudek zostaje się lekarzem pediatrą. Kontakt z kilkoma z nich utwierdza mnie w przekonaniu, że nie z sympatii do dzieci.
Byłam z Rózią niedawno na bilansie dwulatka. Rózia gada zdaniami, śpiewa piosenki, wycina nożyczkami, układa puzzle i pyka w memory jak stary. I, pani doktor, jak się jej powie "otwórz buzię", to ją otwiera. Prędzej czy później, bo czasem trzeba chwilę popertraktować, jeśli ma akurat coś innego do roboty. Nie trzeba od razu na siłę wciskać jej drewnianego patyka w gardło aż po same nerki. Można też poczekać, aż oswoi się ze stetoskopem. Niedługo, naprawdę, kilkanaście sekund. Można się uśmiechnąć. Można zauważyć, że dziecko jest człowiekiem, a nie torebką swojej mamy, psiakrew. Mamy, która, nawiasem mówiąc, usilnie starała się wytłumaczyć dziecku, co się zaraz będzie działo i której nie dano szansy, bo trzeba było się spieszyć.
Siedziałam w poczekalni pół godziny i na własne oczy widziałam, że za nami nie było tłumu chorych na malarię małych Murzyniątek czekających na natychmiastowe podanie im chininy. Nikogo nie było.
Można było przedłużyć wizytę o kilka minut i sprawić, żeby moje dziecko na dźwięk słowa "doktor" nie zaczęło histerycznie płakać. Bo zaczęło.

Kolejna sprawa: przyszłyśmy rano, zapisane miesiąc wcześniej, na godzinę, która - jak mniemałam - zarezerwowana jest na szczepienia i badania dzieci ZDROWYCH. Wpadłyśmy wprost na wypluwającego w poczekalni płuca chłopca, a kiedy próbowałam przejść z Rózią korytarzykiem pod drugi gabinet, pani rejestratorka powstrzymała mnie okrzykiem, żeby tam nie, bo tam ospa. Pani miała mój numer telefonu. Czasem dzwoni, żeby przypomnieć o terminie szczepienia albo umówić się na kolejne. Czy bilans dwulatka, de facto zmierzenie, zważenie i pobieżne zbadanie dziecka oraz odpowiedź na parę śmiesznych pytań w rodzaju "czy dziecko trafia jedzeniem do buzi" to naprawdę jest tak istotne badanie, żeby nie można było go przełożyć?



11 komentarzy:

  1. No i własnie dlatego ja tez nienawidzę chodzić do przychodni, na jakiekolwiek szczepienia, badania cokolwiek. Człowiek się stara, żeby w domu jakoś przygotować dziecko, oswoić z tym, że pójdzie do pani doktor, która musi go zbadać, a tam po wejściu od razu i tak jest ryk bo podchodzą do dziecka jak do jakiegoś manekina. Przecież to jest tylko dziecko, ma uczucia do cholery! Czuje i boi się tego co nieznane. Ale nie bo po co się uśmiechnąć, zagadać itp. ehh...

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, czyżbyś pisała o naszej przychodni i "naszej" (tfu, tfu!) pediatrze? Czasem mnie szlag trafia jak pomyślę że trzeba znowu się wybrać do nich. Moje roczne dziecko przeżyło szok gdy lekarka zgarnęła ją pod pachy, od tyłu, nawet się nie przedstawiając ani nie mówiąc słowa, cichaczem po wejściu do gabinetu, tylko po to, żeby bez pardonu postawić na przewijaku i zajrzeć do gardła (bez pardonu również), bo przecież czas goni.... Dziecię do tej wizyty było zawsze spokojne i uśmiechnięte dla każdego doktora i pielęgniarki. Od tego czasu - trauma, ryk, szloch i ja się jej wcale nie dziwię... A o chrychających i prychających dzieciakach w gabinecie teoretycznie tylko dla dzieci zdrowych, to już szkoda wspominać. Pani doktor chwilę wcześniej skończyła dyżur na chorych, ale ponieważ jeszcze jeden albo dwójka dzieciaczków do obskoczenia została, to zapraszani są do gabinetu w części dla zdrowych... no ojejku, wielki mi problem...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nasuwa mi się tylko jedno pytanie - skoro pediatra fatalny i jak mniemam powszechnie o tym wiadomo to czemu do diaska do niego chodzicie i fundujecie dziecku traume??? To dziwi mnie bardziej... A w dużych miastach na brak pediatrów raczej narzekać nie można.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale dlaczego tylko tyle się nasuwa Anonimowi? czy to na prawdę tak wiele że wymaga się od człowieka bycia człowiekiem?joanna

      Usuń
    2. Na empatie pediatry wpływ mamy raczej umiarkowany a na wybór lekarza dla dziecka mimo wszystko odrobinę większy...

      Usuń
    3. Anonimie, odpowiedź jest prosta: nasze córki w zasadzie nie chorują. Jeśli zdarzy się coś poważniejszego - np. wysoka gorączka czy dłuższy kaszel - a trafiła nam się taka choroba dosłownie kilka razy w ciągu 4 lat - jedziemy prywatnie do pediatry, do którego mamy dużo zaufania.
      A do przychodni chodzimy na szczepienia i bilanse. Naszym doktorem prowadzącym jest zresztą inny lekarz, ale w rejestracji zapisują po prostu na godzinę i idzie się do tego, kto akurat pracuje. Ci pediatrzy nie są zresztą fatalni jeśli chodzi o diagnozy, tylko traktują swoją pracę rutynowo. Dotąd Rózia chodziła chętnie, mimo mało serdecznego podejścia tutejszych lekarzy do dzieci, w związku z czym nie widzieliśmy potrzeby zmiany. Teraz - rozważamy.
      Uwagę o "fundowaniu dziecku traumy" uważam za mocno przesadzoną. Sugeruje, że pcham dziecko na siłę do najgorszego pediatry w pueblo z nadzieją, że może jakoś to przeżyje.

      Usuń
  4. Weź się zapisz do akademickiej. Daleko, wiem, ale warto. Przynajmniej dwie panie doktor, które zostały pediatrami z czystego powołania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pani doktor Z. o ktorej tu mowa to szczyt nieuprzejmości i braku jakichkolwiek kompetencji w podejsciu do pacjenta, raz na nia trafilam przy szczepieniu to nas opierd*** ze się spóźniłyśmy godzinę i zeby się umowić na inny termin. Za chwilę się zorientowała, że to jej zegarek o godzinę spieszy, ani przepraszam, ani nic, a na dworze zawierucha i człowiek nic tylko będzie tam i z powrotem jeździł do jędzy.. a ostatnio mi internistka z Medenu powiedziala, ze w ciazy to na l4 jest 100 procent i ona takich nie lubi, co to pracuja, a potem się infekcje lapie. No comment

    OdpowiedzUsuń
  6. Też mamy takie różne doświadczenia za sobą. Mamy też takie w drugą stronę jakby - np. pytanie pedi "Czy zauważyli Państwo, żeby dziecko w domu przekręcało główkę bardziej w jedną ze stron???" "Nie - zupełnie nic takiego"- odpowiadamy. "Aha, no ale to może wyślemy do neurologa i na rehabilitację jeśli będzie trzeba". Oczywiście neurolog była zdziwiona co ona ma tu niby badać.
    Podobnie było z alergologiem i wprowadzaniem diety eliminacyjnej, choć wg naszych obserwacji ani wysypek, ani nic, ale podobno zbyt sucha skóra. Oraz z kardiologiem, bo "tak pewna nie jestem i pewnie to rozwojowe jakieś mini szmery, bo do tej pory nigdy nic nie było, ale może jednak zróbmy usg serca i w ogóle całą diagnostykę". I stwierdzam, że nadmierne dmuchanie na zimne też nie jest dobre. Zmieniliśmy lekarza.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dlatego własnie ja wybrałam przychodnię z tych najmniej obleganych. Pani doktor może i wiekowa, może i własne poglądy na niektóre tematy ma, ale przynajmniej jest czas, żeby z nią podyskutować, a synka mojego zna (sic!), w sensie rozpoznaje i to wcale nie dlatego, że często go widuje. Po prostu. Słowem, nie zazdroszczę, całe szczęście, że Twoje dziewczynki nie chorują i nie muszą często tam chodzić...

    OdpowiedzUsuń
  8. Zobaczyłam oczami wyobraźni tę panią doktor i się uśmiałam, że posłuszna taka jak dziecko: " I, pani doktor, jak się jej powie "otwórz buzię", to ją otwiera."

    OdpowiedzUsuń