Idyjotka postanowiła się rozmnożyć

Powiedzmy, że to blog-córka. Choć lepiej wyglądałoby "córki".
Tego blogu .

A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)

Miłego czytania.


6 gru 2013

O miłości

Rózia, rok, 11 miesięcy i 11 dni

Poszliśmy z dziewczynami na mikołajki do firmy Tatusia Kochanego. Lila i inne przedszkolaki występują, deklamują, śpiewają, w tym czasie Rózia albo przykleja mi się do pleców, kiedy kucam, uśmiercając tym samym stabilizację obrazu w moim obiektywie, albo domaga się cycka, albo podnosi sobie bluzeczkę po szyję i prezentuje zebranym, jak bardzo okrągły ma brzuszek - jednym słowem: nudzi się, jest jej źle i domaga się uwagi. Wreszcie wyczekiwany moment - rozdanie prezentów. Panie przedszkolanki wnoszą gigantyczne torby z wielkimi maskotkami w środku. Wiemy, bo Róźka zrobiła już rekonesans. Nie da się jej odciągnąć od toreb. Podbiega albo podkrada się na brzuchu i usiłuje zawłaszczać pluszowe zwierzaki, a kiedy bierzemy ją na ręce, wyrywa się, wije i urządza brewerie.
Uspokajamy, że zaraz dostanie swój.
I nagle konsternacja.
Dla Róźki nie ma prezentu.
Jakimś cudem nie dotarł do nas mail o tym, że powinniśmy zgłosić nasze dziecko do mikołajkowej paczki. Lila, jako firmowy przedszkolak, dostanie prezent z automatu (uff), ale Róża nie.
Biegnę, wyciągam z torebki skitraszone tam na czarną godzinę jajko-niespodziankę, pakuję do małej torebeczki, podpisuję "Rózia" i podrzucam Mikołajowi.
Po kolejnych minutach wrzasków Róźka dostaje swój prezent, radośnie odpakowuje to biedne czekoladowe jajko, połowę zjada.
- Rózia, jeszcze masz drugą połowę. Zjedz! - poganiam, zniechęcona widokiem rozmaślającej się na ciepłych paluszkach czekoladki.
- Nie! Lili! - woła Różyczka i przeciska się z czekoladką w wyciągniętej łapce przez tłumek oczekujących jeszcze na prezent w poszukiwaniu siostry.
Wróciłam do domu z wielkim pluszowym kocurem i dwiema najukochańszymi siostrzyczkami, jakie znam.


4 komentarze: