Idyjotka postanowiła się rozmnożyć

Powiedzmy, że to blog-córka. Choć lepiej wyglądałoby "córki".
Tego blogu .

A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)

Miłego czytania.


21 lip 2013

Msza

Lilka, 3 lata, 8 miesięcy i 19 dni
Rózia, 19 miesięcy bez 5 dni

Ja wiem. Są msze dla dzieci, wygłuszane kapliczki dla rodziców małych wrzaskunów, możliwość uczęszczania szychtowego, tak żeby ktoś siedział zawsze z bachorem w domu i parę innych pomysłów na uniknięcie bezpośredniego zderzenia dziecka z liturgią. Ale czasem się nie da. I trzeba iść na mszę razem.
Nie wiem, może są tacy szczęśliwcy, co to po prostu idą, a dzieci grzecznie i cicho zarabiają sobie na królestwo niebieskie. Moje dzieci zarabiają na psychiatryk dla rodziców.

1. Pieśń na wejście
Różyczka przypomina sobie, że w zasadzie jest wieczór, a ona jest zmęczona i dawno nie jadła i zaczyna mi się dobierać do dekoltu. Wprawdzie jestem gorącą orędowniczką nierobienia halo z karmienia w miejscach publicznych, ale jednak w kościele nie będę pokazywała swoich, yyy, poglądów. Wychodzimy.

2. Akt pokuty
Po wyjściu na zewnątrz Róźce na szczęście kolacja wietrzeje z głowy. Są przecież kamyki, gołębie, trawka i wspaniałe schody do bocznej nawy. Żyć nie umierać.

3. Pierwsze czytanie
Przed kościołem spotykamy się z Tatusiem Kochanym, który drugim wyjściem musiał opuścić przybytek z powodu hałaśliwego i nielicującego z sytuacją zachowania pierworodnej.

4. Drugie czytanie
Obok kościoła przechodzi pan z dwoma synkami i ustrojstwem do produkcji baniek mydlanych. Zachwycona młodzież wita go piskami i pełnymi uniesienia okrzykami i biegnie przy jego boku od wejścia głównego do prezbiterium. Oczywiście po zewnętrznej stronie muru, mimo entuzjastycznych okrzyków Lili "Chodźmy do kościoła, chodźmy do kościoła!!"

5. Ewangelia.
Siostry ponownie odkrywają schody do nawy bocznej. Ubrana w białą sukieneczkę Rózia z okrzykiem "Łiiiiiiiiiiiiii!!" zjeżdża na dupce z najwyższego schodka aż na sam dół. Lila dzielnie jej towarzyszy, raz próbowała nawet zjechać na brzuchu. Po naszych sugestiach żeby zeszła, bo to są schody, a nie zjeżdżalnia, tłumaczy jak głupiemu "Ale my się tylko tak bawimy, że to jest zjeżdżalnia" i dalej skacze na tyłku ze schodów.

6. Homilia
Dziewczynki przenoszą się pod główne wejście na podjazd dla wózków. Metalowy. Tupanie do góry i na dół przerywane wzajemnym nawoływaniem się towarzyszy każdemu słowu księdza.

7. Konsekracja
Wszyscy klęczą w skupieniu. Lila podchodzi do jednego z mężczyzn, wychyla się w bok i - patrząc mu w oczy - woła "A kuku!". Matka nie ma siły gromić, bo jest skupiona na tłumieniu śmiechu. Panu zresztą też wesoło. Następnie Lila przypomina sobie, że chce siku.

8. Baranku Boży
Idziemy pod krzaczek.

9. Komunia
Biorę Rózię na ręce. Widząc, że matka coś dostaje, Różyk wyciąga łapę i tonem "Koleś, ja też tu jestem, no heloł, chyba o czymś zapomniałeś", woła "Ja, ja!" i wyciąga rękę po opłatek, następnie znacząco pokazując palcem w kierunku własnego otwartego dzioba. Wracamy na miejsce przed kościołem, ja spłakana ze śmiechu, Rózia obrażona na księdza.

10. Ogłoszenia
Podchodzi do nas jakaś dziewczynka, może dziesięcioletnia i wścibsko pyta "A dlaczego państwo nie są w kościele?". Tłumaczymy, że nie możemy, bo mamy dwie małe psoty, które przeszkadzają innym, dziewczynka zaczyna integrować się z psotami i tupać razem z nimi po rampie dla wózków, ale po chwili przypomina sobie, że miała coś do załatwienia, pyta nas, do której czynna jest "Biedronka" i biegnie, bo zaraz zamykają.
Czeski film.
Nigdy więcej.
To było jak maraton.
Dziękuję za uwagę.

11. Błogosławieństwo.

5 komentarzy:

  1. Mój pobyt z Maćkiem na niedzielnej mszy wygląda tak, że zaszczycamy wnętrze przybytku w trakcie pieśni wejścia i wyjścia. Poza tym czasem - znam wszystkie kamyki, dróżki, ścieżki i murki wokół paru kościołów, do których coś mi strzela do głowy, żeby pójść i wypędzać diabła z małego.

    OdpowiedzUsuń
  2. ło matko, ależ się ubawiłam :)))))) Prawie jak na 'własnej' niedzielnej mszy ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. W moim przypadku w celu normalnego uczestnictwa we Mszy trzeba było zafundować sobie czwarte dziecko :)
    Z pierwszym i drugim (chłopcy, różnica wieku 2,5 lat): spacery, biegi, gimnastyka, kombinacje alpejskie, milion pytań (z tym najważniejszym: kiedy wyjdziemy?), pot na mojej d... i gromy w oczach dewotek. Pomysłów na kreatywne spędzanie czasu w kościele liczba niewyobrażalna, dobrze dla mnie, że już pozapominałam. Baaardzo długo chodziliśmy na zmianę, a syneczkowie na krótkie paciorki w dzień powszedni.
    Trzecie dziecię - typ marzycielki - do dziś potrafi stanąć przodem do organisty albo bawić się obrusem z bocznego ołtarza, o Bożym świecie zapomniawszy, mimo statecznego wieku lat 12. Jednak robi to po cichu i w jednym miejscu :)
    Dopiero czwarte dziecię to wzorzec wykonywania wszelkich procedur: jedzeniowych, higienicznych i oczywiście kościelnych. Jednak kij ma dwa końce: kiedy nasza czwarta Kinder Niespodzianka miała coś ze dwa latka, chodziła do kościoła "na Alleluja". Nie miała pojęcia, co to znaczy, ale bardzo jej się podobało, czekała w napięciu, skupiona i dopiero kiedy wybrzmiało Alleluja, uznawała, że procedura została wypełniona. Problem się pojawił, kiedy przyszedł Wielki Post...
    Pozdrawiam, bloga czytam z uciechą :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No cóż, moja Karolka stanęła przed mównicą, na której ksiądz wygłaszał niedzielne kazanie i zapytała na cały głos: skońcyłeś Pan juś? Juś mozemy sobie iść?

    OdpowiedzUsuń
  5. Przy punkcie 7 nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem ;-)
    A tak starałam się być cicho bo środek nocy i Młody śpi ;-)

    OdpowiedzUsuń