Zainspirowana komentarzem Kariny pod poprzednią notką, zaczęłam uzmysławiać sobie efekty chowania dziecka z kotami. Różne.
Z jednej strony Lila rozpozna kota na najbardziej schematycznym obrazku, a książeczki przegląda pod kątem czy jest tam narysowany kotek. Z drugiej - hmm... Wystarczy spojrzeć na ulubione zabawy:
Cóż za zaszczyt mię kopnął! :o)
OdpowiedzUsuńJeszcze chwila i potomkini wyrosną wibryski! Albo ogonek.
Przyznam, że odkąd Lila się pojawiła w życiu Przypraw czekam na relacje z interakcji koty-dziecko. A jak to jest, a czy kłaków do buzi nie wkłada, z czy one jej nie drapną przypadkiem, a czy nie próbują ugniatać, ...
ale ten kartonowy domek to dla kotków zrobiony, nie dla Lili? ;> zbieżność behawioralna mocno zauważalna ;)
OdpowiedzUsuń@rudomi: Kartonowy domek dla Lili, jak najbardziej :D
OdpowiedzUsuń@karina: interakcji na samym początku w zasadzie żadnej - Bazylia udawała, że Lilki nie ma (ostentacyjnie udawała, dodajmy), zresztą dla Bazylii jeśli coś nie jest do jedzenia, to w najlepszym wypadku plasuje się gdzieś na obrzeżach świadomości. Tymianek próbował się wprawdzie wryć do Lilinego łóżeczka, ale został grzecznie acz stanowczo pogoniony.
Teraz Lila pozwala sobie na wiele, koty też (łóżko podczas niebytności w nim dziecka jest permanentnie okupowane: Tymianek na dole, Bazylka na przewijaku, bo stamtąd łatwiej zwiać), ale nigdy się nie zdarzyło, żeby kot wyrządził dziecku krzywdę.
Złapany za ogon Tymianek odwraca się i błagalnym wzrokiem przekazuje Lilce "ale dziewczynko, idź już sobie, ładnie proszę, i puść mój ogonek, bo to trochę boli", ale nawet pół pazurka w jej stronę nie wyciągnie.
A Bazylka po prostu nie daje się złapać, bo jest czujniejsza.
Lilka jak zwykle cudna.
OdpowiedzUsuńŻałuję, ze nie blogowałam, kiedy moj synek był mały :) Chociaż kilka kocio-dzidziusiowych zdjęć mamy!
OdpowiedzUsuńMadre dziecko, bo przecież koci żywot jest wspaniały!