Rózia, 2,5 roku
Przychodzi do mnie Róźka z chomiczo wypchanymi policzkami i coś żuje.
- Słonko, a co ty jesz?
- Nibyboby - bełkocze Rózik zza zwałów pulpy wypełniającej jej buzię.
- Co?!
- Niby lody - część najwyraźniej udało się przełknąć.
- A naprawdę to co?
- Kocie zalcie.
Idyjotka postanowiła się rozmnożyć
Powiedzmy, że to blog-córka. Choć lepiej wyglądałoby "córki".
Tego blogu .
A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)
Miłego czytania.
Tego blogu .
A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)
Miłego czytania.
30 cze 2014
29 cze 2014
Piżama party
Lila, 4 lata i 7 miesięcy
Rózia, 2,5 roku
To wszystko w zaokrągleniu
Godzina 21:30
Moje dzieci postanowiły dzisiaj nie zasnąć.
Ryki, śmiechy, radosne piski.
- Ja zalaz wlócę do łóska - zapewnia Różyczka lekko podirytowanego tatę, który zagania ją tam nasty raz - tylko kupię masło.
- I paliwo! - pokrzykuje ze swojego łóżeczka Lila.
Poprzednio Rózia została wysłana po piwo i Lilka bardzo intensywnie domagała się jej z powrotem...
Rózia, 2,5 roku
To wszystko w zaokrągleniu
Godzina 21:30
Moje dzieci postanowiły dzisiaj nie zasnąć.
Ryki, śmiechy, radosne piski.
- Ja zalaz wlócę do łóska - zapewnia Różyczka lekko podirytowanego tatę, który zagania ją tam nasty raz - tylko kupię masło.
- I paliwo! - pokrzykuje ze swojego łóżeczka Lila.
Poprzednio Rózia została wysłana po piwo i Lilka bardzo intensywnie domagała się jej z powrotem...
28 cze 2014
Najlepszą obroną jest atak
Rózia, 2,5 roku
Wchodzę do kuchni, Rózia ze skruszoną miną podaje mi pudełeczko serka do chleba, w którym brakuje połowy zawartości.
- Zjadłam paluskiem i buzią, bo NIGDY nie było łyzki! - tłumaczy przejęty mały podjadacz.
Wchodzę do kuchni, Rózia ze skruszoną miną podaje mi pudełeczko serka do chleba, w którym brakuje połowy zawartości.
- Zjadłam paluskiem i buzią, bo NIGDY nie było łyzki! - tłumaczy przejęty mały podjadacz.
Definicja niebezpieczeństwa
Rózia, 2,5 roku
Róźka zażyczyła sobie kawałek arbuza na śniadanie.
- Proszę, Róziu.
- Ale, ale... ale tu są takie pestki!
- Są, ale malutkie. Jedz spokojnie, one są niegroźne.
- Tak - potakuje uspokojona Rózia - bo nie mają klokodylów.
Róźka zażyczyła sobie kawałek arbuza na śniadanie.
- Proszę, Róziu.
- Ale, ale... ale tu są takie pestki!
- Są, ale malutkie. Jedz spokojnie, one są niegroźne.
- Tak - potakuje uspokojona Rózia - bo nie mają klokodylów.
23 cze 2014
22 cze 2014
O słuchaniu i słyszeniu
Lilka, 4 lata i 7 miesięcy
Msza. Lila obserwuje rozdawanie komunii. Uważnie słucha powtarzających się szeptów księdza. Wreszcie uradowana krzyczy głośno:
On mówi cały czas "Chciałbym z nosa"!
Msza. Lila obserwuje rozdawanie komunii. Uważnie słucha powtarzających się szeptów księdza. Wreszcie uradowana krzyczy głośno:
On mówi cały czas "Chciałbym z nosa"!
19 cze 2014
Prosimy o głosik
Na Różkowo-Lilkowe dialogi.
Tutaj.
Raz dziennie można. I dziękuję pięknie :)
Update:
Dziękuję! Dostaliśmy wyróżnienie:
https://apps.facebook.com/socialappspl/campaigns/vF55KIjv5yM7/entries/60644
Tutaj.
Raz dziennie można. I dziękuję pięknie :)
Update:
Dziękuję! Dostaliśmy wyróżnienie:
https://apps.facebook.com/socialappspl/campaigns/vF55KIjv5yM7/entries/60644
Wróciłyśmy
Byłyśmy nad morzem.
Jechaliście już kiedyś samochodem z czworgiem dzieci, przez 11 godzin?
Bo ja dwa razy. Mam silne podejrzenie, że dwa ostatnie razy w moim życiu ;)
Ale Bałtyk był piękny, łagodny, cieplutki, jak oswojone jeziorko.
- Rózia, wejdziesz z nami do morza?
- Nie!
- Ale zobacz, ciocia zaraz będzie się kąpać.
- Tak. Bo jest baldzo bludna.
Lilka zagadywała wszystkich na plaży (ale nie że dwa zdania o pogodzie i do widzenia. Nie, prowadziła długie dialogi w formie monologów, czasem i godzinne...). Rózia wyciągała od plażowiczów jedzenie. Zaiste, perfekcyjny team.
Wróciliśmy o 2 w nocy.
- Mamuniu... - zagaiła Róża, wybita ze snu przy przenoszeniu z auta do mieszkania.
- Tak, córeczko?
- A das mi telas jakiś obiadek?
A na plaży sama sobie gotowała. Z piasku. Spytana, co przyrządza, zrelacjonowała jak następuje:
- Kotlety z blokułów z cuklem. I kiełbaską.
- Yyy, a jakaś surówka do tego?
- Tak. Z makalonu.
Jechaliście już kiedyś samochodem z czworgiem dzieci, przez 11 godzin?
Bo ja dwa razy. Mam silne podejrzenie, że dwa ostatnie razy w moim życiu ;)
Ale Bałtyk był piękny, łagodny, cieplutki, jak oswojone jeziorko.
- Rózia, wejdziesz z nami do morza?
- Nie!
- Ale zobacz, ciocia zaraz będzie się kąpać.
- Tak. Bo jest baldzo bludna.
Lilka zagadywała wszystkich na plaży (ale nie że dwa zdania o pogodzie i do widzenia. Nie, prowadziła długie dialogi w formie monologów, czasem i godzinne...). Rózia wyciągała od plażowiczów jedzenie. Zaiste, perfekcyjny team.
Wróciliśmy o 2 w nocy.
- Mamuniu... - zagaiła Róża, wybita ze snu przy przenoszeniu z auta do mieszkania.
- Tak, córeczko?
- A das mi telas jakiś obiadek?
A na plaży sama sobie gotowała. Z piasku. Spytana, co przyrządza, zrelacjonowała jak następuje:
- Kotlety z blokułów z cuklem. I kiełbaską.
- Yyy, a jakaś surówka do tego?
- Tak. Z makalonu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)