Rózia, równo dwa
- Róziu, a wiesz, co dzisiaj jest? Masz uro...
- ...dzinki. Dzie jeś mój tolt?
A tu solenizantka przy torcie. Widoku tortu Wam oszczędzę, ale smakował lepiej niż wyglądał, co nie znaczy, że doskonale :)
Idyjotka postanowiła się rozmnożyć
Powiedzmy, że to blog-córka. Choć lepiej wyglądałoby "córki".
Tego blogu .
A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)
Miłego czytania.
Tego blogu .
A gdyby ktoś szukał ojca - znajdzie go tu :)
Miłego czytania.
26 gru 2013
19 gru 2013
Jasełka w przedszkolu
Najpierw występ - Lila na scenie, Róźka na widowni - potem wspólne prace plastyczne. Obie dziewuszki dawały z siebie wszystko.
Intymność
Rózia, za tydzień skończy dwa lata
Rózia wchodzi za mną do łazienki.
- Ja paciem - informuje uprzejmie.
- Widzę, kochanie - odpowiadam również uprzejmie, choć bez entuzjazmu.
- Kaćka teś paćsi - oznajmia Rózia, pokazując mi gumową kaczuszkę, którą trzyma w rączce. Nasłuchuje:
- O, siusiu! Bawoo!! - Rózia klaszcze z rozmachem, po czym każde mi szybko się odsunąć, bo musi przecież spuścić wodę ("Ja pućsić!!").
Teraz oglądamy bajki, bo kaczka chciała.
Rózia wchodzi za mną do łazienki.
- Ja paciem - informuje uprzejmie.
- Widzę, kochanie - odpowiadam również uprzejmie, choć bez entuzjazmu.
- Kaćka teś paćsi - oznajmia Rózia, pokazując mi gumową kaczuszkę, którą trzyma w rączce. Nasłuchuje:
- O, siusiu! Bawoo!! - Rózia klaszcze z rozmachem, po czym każde mi szybko się odsunąć, bo musi przecież spuścić wodę ("Ja pućsić!!").
Teraz oglądamy bajki, bo kaczka chciała.
13 gru 2013
Mamo, mam nowego przyjaciela
Rózia, dwa lata bez 13 dni
Ostatnio Rózia przy obiedzie zapragnęła nakarmić kotka. Ponieważ prawdziwy z niespecjalnym entuzjazmem podszedł do faszerowania go ryżem ze szpinakiem, ofiarą opiekuńczych instynktów młodej padł święty kotek z obrazka fundacji Kocie Życie (nieodparcie kojarzy mi się z tymi rozdawanymi przez księży chodzących po kolędzie).
Rózia bardzo sprawiedliwie dzieliła - łyżeczka dla niej, łyżeczka dla kotka.
Następnego dnia okazało się, że opieka nad płaskim sierściuchem nabrała charakteru stałego i kotek był namiętnie częstowany mandarynkami i pojony z plastikowego klocka mającego imitować butelkę.
Może kupić Rózi lalę, co?
Ostatnio Rózia przy obiedzie zapragnęła nakarmić kotka. Ponieważ prawdziwy z niespecjalnym entuzjazmem podszedł do faszerowania go ryżem ze szpinakiem, ofiarą opiekuńczych instynktów młodej padł święty kotek z obrazka fundacji Kocie Życie (nieodparcie kojarzy mi się z tymi rozdawanymi przez księży chodzących po kolędzie).
Rózia bardzo sprawiedliwie dzieliła - łyżeczka dla niej, łyżeczka dla kotka.
Następnego dnia okazało się, że opieka nad płaskim sierściuchem nabrała charakteru stałego i kotek był namiętnie częstowany mandarynkami i pojony z plastikowego klocka mającego imitować butelkę.
Może kupić Rózi lalę, co?
9 gru 2013
Mistrz szukania
Różyczka, rok, 11 miesięcy i dwa tygodnie
Rózia jeździ ze mną po sklepie wózkiem na zakupy, wcina bułę i narzeka, że chce jej się pić.
- Czekaj, zaraz poszukamy jakiegoś picia.
- Piciu, dzie jećteś?! Piciu, tu jećteś? Piciu!!
Rózia jeździ ze mną po sklepie wózkiem na zakupy, wcina bułę i narzeka, że chce jej się pić.
- Czekaj, zaraz poszukamy jakiegoś picia.
- Piciu, dzie jećteś?! Piciu, tu jećteś? Piciu!!
6 gru 2013
O miłości
Rózia, rok, 11 miesięcy i 11 dni
Poszliśmy z dziewczynami na mikołajki do firmy Tatusia Kochanego. Lila i inne przedszkolaki występują, deklamują, śpiewają, w tym czasie Rózia albo przykleja mi się do pleców, kiedy kucam, uśmiercając tym samym stabilizację obrazu w moim obiektywie, albo domaga się cycka, albo podnosi sobie bluzeczkę po szyję i prezentuje zebranym, jak bardzo okrągły ma brzuszek - jednym słowem: nudzi się, jest jej źle i domaga się uwagi. Wreszcie wyczekiwany moment - rozdanie prezentów. Panie przedszkolanki wnoszą gigantyczne torby z wielkimi maskotkami w środku. Wiemy, bo Róźka zrobiła już rekonesans. Nie da się jej odciągnąć od toreb. Podbiega albo podkrada się na brzuchu i usiłuje zawłaszczać pluszowe zwierzaki, a kiedy bierzemy ją na ręce, wyrywa się, wije i urządza brewerie.
Uspokajamy, że zaraz dostanie swój.
I nagle konsternacja.
Dla Róźki nie ma prezentu.
Jakimś cudem nie dotarł do nas mail o tym, że powinniśmy zgłosić nasze dziecko do mikołajkowej paczki. Lila, jako firmowy przedszkolak, dostanie prezent z automatu (uff), ale Róża nie.
Biegnę, wyciągam z torebki skitraszone tam na czarną godzinę jajko-niespodziankę, pakuję do małej torebeczki, podpisuję "Rózia" i podrzucam Mikołajowi.
Po kolejnych minutach wrzasków Róźka dostaje swój prezent, radośnie odpakowuje to biedne czekoladowe jajko, połowę zjada.
- Rózia, jeszcze masz drugą połowę. Zjedz! - poganiam, zniechęcona widokiem rozmaślającej się na ciepłych paluszkach czekoladki.
- Nie! Lili! - woła Różyczka i przeciska się z czekoladką w wyciągniętej łapce przez tłumek oczekujących jeszcze na prezent w poszukiwaniu siostry.
Wróciłam do domu z wielkim pluszowym kocurem i dwiema najukochańszymi siostrzyczkami, jakie znam.
Poszliśmy z dziewczynami na mikołajki do firmy Tatusia Kochanego. Lila i inne przedszkolaki występują, deklamują, śpiewają, w tym czasie Rózia albo przykleja mi się do pleców, kiedy kucam, uśmiercając tym samym stabilizację obrazu w moim obiektywie, albo domaga się cycka, albo podnosi sobie bluzeczkę po szyję i prezentuje zebranym, jak bardzo okrągły ma brzuszek - jednym słowem: nudzi się, jest jej źle i domaga się uwagi. Wreszcie wyczekiwany moment - rozdanie prezentów. Panie przedszkolanki wnoszą gigantyczne torby z wielkimi maskotkami w środku. Wiemy, bo Róźka zrobiła już rekonesans. Nie da się jej odciągnąć od toreb. Podbiega albo podkrada się na brzuchu i usiłuje zawłaszczać pluszowe zwierzaki, a kiedy bierzemy ją na ręce, wyrywa się, wije i urządza brewerie.
Uspokajamy, że zaraz dostanie swój.
I nagle konsternacja.
Dla Róźki nie ma prezentu.
Jakimś cudem nie dotarł do nas mail o tym, że powinniśmy zgłosić nasze dziecko do mikołajkowej paczki. Lila, jako firmowy przedszkolak, dostanie prezent z automatu (uff), ale Róża nie.
Biegnę, wyciągam z torebki skitraszone tam na czarną godzinę jajko-niespodziankę, pakuję do małej torebeczki, podpisuję "Rózia" i podrzucam Mikołajowi.
Po kolejnych minutach wrzasków Róźka dostaje swój prezent, radośnie odpakowuje to biedne czekoladowe jajko, połowę zjada.
- Rózia, jeszcze masz drugą połowę. Zjedz! - poganiam, zniechęcona widokiem rozmaślającej się na ciepłych paluszkach czekoladki.
- Nie! Lili! - woła Różyczka i przeciska się z czekoladką w wyciągniętej łapce przez tłumek oczekujących jeszcze na prezent w poszukiwaniu siostry.
Wróciłam do domu z wielkim pluszowym kocurem i dwiema najukochańszymi siostrzyczkami, jakie znam.
Mikołajki
Lila, 4 lata, miesiąc i 4 dni
Rózia, rok, 11 miesięcy i 11 dni
Reakcja Lili na mikołajowe prezenty "Mamo, Mikołaj jest bardzo miły! Te prezenty są DOSKONAŁE!"
Reakcja Rózi "Moje! Moje! Moje! Moje! Moje!"
Rózia, rok, 11 miesięcy i 11 dni
Reakcja Lili na mikołajowe prezenty "Mamo, Mikołaj jest bardzo miły! Te prezenty są DOSKONAŁE!"
Reakcja Rózi "Moje! Moje! Moje! Moje! Moje!"
5 gru 2013
Lekoman
Rózia, rok, 11 miesięcy i 10 dni
Róźka po kąpieli wychodzi z brodzika, patrzy na apteczkę, pokasłuje wymownie, patrzy na mnie. Nie reaguję. Kaszel wzmaga się na sile, po czym urywa i samozwańcza pani doktor ordynuje: "ilopku Józi dać".
- Róźka, nie dostaniesz syropku, ty udajesz, wcale nie jesteś chora.
- Józia ola. Tyci-tyci ola. Ilopku daj.
Róźka po kąpieli wychodzi z brodzika, patrzy na apteczkę, pokasłuje wymownie, patrzy na mnie. Nie reaguję. Kaszel wzmaga się na sile, po czym urywa i samozwańcza pani doktor ordynuje: "ilopku Józi dać".
- Róźka, nie dostaniesz syropku, ty udajesz, wcale nie jesteś chora.
- Józia ola. Tyci-tyci ola. Ilopku daj.
30 lis 2013
Wieczorynki
Lilka, ponad cztery lata
Róźka, prawie dwa
Czwartek. Szósta trzydzieści. Wstajemy, idziemy do kuchni na kawę. Ze swojego pokoju przychodzi Lila. Robimy wielkie oczy, bo na ogół nasze poranki nie obfitują w takie rozkosze, jak widok dziecka uśmiechniętego, kompletnie ubranego (!), niemal gotowego już do wyjścia. Obfitują natomiast w polecenia, prośby, krzyki, błagania i połajanki, z których statystycznie najczęstsze są: "już jest późno", "nie ma na to teraz czasu" i "Lila, ile razy mam ci powtarzać?!".
I co się okazuje? Nasza sprytna córka ściągnęła piżamkę tuż przed zaśnięciem, założyła dwie bluzeczki, majtki, skarpetki i spodenki, wszystko po to, żeby zyskać trochę czasu po przebudzeniu. Chytrze.
Za to nasza młodsza córka, o czym dowiedzieliśmy się od mojej mamy, która poprzedniego wieczoru opiekowała się dziewczynkami, tuż przed snem rozebrała się do naga i bawiła się w łóżeczku w stercie ciuchów, które samodzielnie wygrzebała z szuflady obok. Prawdopodobnie usiłowała naśladować starszą, ale umiejętności starczyło jej tylko na etap początkowy.
Do dziś usiłujemy zwalczyć megakatar, którego się nabawiła, ale wierzymy, że zabawa była tego warta.
Róźka, prawie dwa
Czwartek. Szósta trzydzieści. Wstajemy, idziemy do kuchni na kawę. Ze swojego pokoju przychodzi Lila. Robimy wielkie oczy, bo na ogół nasze poranki nie obfitują w takie rozkosze, jak widok dziecka uśmiechniętego, kompletnie ubranego (!), niemal gotowego już do wyjścia. Obfitują natomiast w polecenia, prośby, krzyki, błagania i połajanki, z których statystycznie najczęstsze są: "już jest późno", "nie ma na to teraz czasu" i "Lila, ile razy mam ci powtarzać?!".
I co się okazuje? Nasza sprytna córka ściągnęła piżamkę tuż przed zaśnięciem, założyła dwie bluzeczki, majtki, skarpetki i spodenki, wszystko po to, żeby zyskać trochę czasu po przebudzeniu. Chytrze.
Za to nasza młodsza córka, o czym dowiedzieliśmy się od mojej mamy, która poprzedniego wieczoru opiekowała się dziewczynkami, tuż przed snem rozebrała się do naga i bawiła się w łóżeczku w stercie ciuchów, które samodzielnie wygrzebała z szuflady obok. Prawdopodobnie usiłowała naśladować starszą, ale umiejętności starczyło jej tylko na etap początkowy.
Do dziś usiłujemy zwalczyć megakatar, którego się nabawiła, ale wierzymy, że zabawa była tego warta.
29 lis 2013
28 lis 2013
Pyskacz nocnikowy
Róża, rok, 11 miesięcy i 2 dni
Ledwie to od ziemi odrosło i tak dalej. Ledwie "mama" niedawno gadało, pieszcząc moje uszy, oczywiście pod warunkiem, że było to "mama" na dzień dobry i do przytulania, a nie "mama, zrobiłam kupę" ani "mama, nie uważasz, że w moim łóżeczku jest chorobnie nudno i należałoby mnie stąd natychmiast wyprowadzić".
A teraz co?
Wkładam młodą do łóżeczka, a mało śpiąca i najwyraźniej skora do zatrzymania mnie przy sobie Rózia od razu symuluje grubszą potrzebę wucetową. Wzdycham, wyciągam ją i - nie wierząc w ani jedno słowo małej przechery - nawet nie zanoszę do łazienki, tylko sadzam na nocniku. Oczywiście nic nie robi, jednak zdjąć się nie da.
- Róźka, potworo, ty wcale nie chcesz kupki.
- Sce kupke!
- To dlaczego nie robisz?
Róźka wznosi wzrok ku sufitowi z miną "ojtam, ojtam":
- Dobla, siusiu.
- Siusiu też nie robisz. Wstań, założę ci pieluchę.
- Nie!
- To nie. To ja cię tu zostawię zaraz i sobie pójdę, a ty będziesz siedzieć.
- Dobla, mamusiu, idź - pokonuje mnie Róź moją własną bronią. Touché. Nie pomyślałam, że ma mnie gdzieś.
Ledwie to od ziemi odrosło i tak dalej. Ledwie "mama" niedawno gadało, pieszcząc moje uszy, oczywiście pod warunkiem, że było to "mama" na dzień dobry i do przytulania, a nie "mama, zrobiłam kupę" ani "mama, nie uważasz, że w moim łóżeczku jest chorobnie nudno i należałoby mnie stąd natychmiast wyprowadzić".
A teraz co?
Wkładam młodą do łóżeczka, a mało śpiąca i najwyraźniej skora do zatrzymania mnie przy sobie Rózia od razu symuluje grubszą potrzebę wucetową. Wzdycham, wyciągam ją i - nie wierząc w ani jedno słowo małej przechery - nawet nie zanoszę do łazienki, tylko sadzam na nocniku. Oczywiście nic nie robi, jednak zdjąć się nie da.
- Róźka, potworo, ty wcale nie chcesz kupki.
- Sce kupke!
- To dlaczego nie robisz?
Róźka wznosi wzrok ku sufitowi z miną "ojtam, ojtam":
- Dobla, siusiu.
- Siusiu też nie robisz. Wstań, założę ci pieluchę.
- Nie!
- To nie. To ja cię tu zostawię zaraz i sobie pójdę, a ty będziesz siedzieć.
- Dobla, mamusiu, idź - pokonuje mnie Róź moją własną bronią. Touché. Nie pomyślałam, że ma mnie gdzieś.
22 lis 2013
O pani Tralalalalalińskiej
Różyczka, rok i prawie 11 miesięcy
Pamiętacie szpaka Mateusza z "Pana Kleksa", który mówił tylko końcówki wyrazów? Z Róźką porozumiewamy się podobnie. Cały początek zastępowany jest przez odpowiednią liczbę sylab zawierających "l". Czasem, dla ułatwienia, Róźka dorzuca jakąś onomatopeję, np. lililila hop, to trampolina, a lelelek ał - plasterek (w odróżnieniu od samego lelelek, które znaczy np. sweterek)
Zanotowałam jeszcze lululutku (powolutku), lulutko (malutko), lilika (papryka) i lololka (biedronka). Życie z dzieckiem bardzo gimnastykuje umysł rodzica :)
Pamiętacie szpaka Mateusza z "Pana Kleksa", który mówił tylko końcówki wyrazów? Z Róźką porozumiewamy się podobnie. Cały początek zastępowany jest przez odpowiednią liczbę sylab zawierających "l". Czasem, dla ułatwienia, Róźka dorzuca jakąś onomatopeję, np. lililila hop, to trampolina, a lelelek ał - plasterek (w odróżnieniu od samego lelelek, które znaczy np. sweterek)
Zanotowałam jeszcze lululutku (powolutku), lulutko (malutko), lilika (papryka) i lololka (biedronka). Życie z dzieckiem bardzo gimnastykuje umysł rodzica :)
21 lis 2013
Pyskacz
Lila, 4 lata i 19 dni
Wyganiam dziewczyny z brodzika (wcześniej zdążyły wyjąć korek i trzeba było nalewać wodę na nowo, a następnie zrobiły z łazienki Krainę Tysiąca Jezior, więc naprawdę miałam już ich dosyć...). W ferworze zdarzeń otulam Róźkę w ręcznik Lili.
Rózia: Niee! Lili to!
Ja: O, rzeczywiście, pomyliłam się.
Lila: Oj, mamo, ty głupolu.
Ja: Nie gadaj, tylko natychmiast zakładaj piżamę! - Tu następuje mała kotłowanina będąca wynikiem moich starań, żeby jej tę piżamę jak najszybciej naciągnąć, i starań Lilki, żeby absolutnie do tego nie dopuścić.
Lila: Nie chcę! Jesteś niefajna!
Ja: Hm, może masz rację. Wiesz, poszukaj sobie nowej mamy.
Lila: Nie, wolę ciebie. Bo ty masz takie fajne spodenki.
Kurtyna.
Wyganiam dziewczyny z brodzika (wcześniej zdążyły wyjąć korek i trzeba było nalewać wodę na nowo, a następnie zrobiły z łazienki Krainę Tysiąca Jezior, więc naprawdę miałam już ich dosyć...). W ferworze zdarzeń otulam Róźkę w ręcznik Lili.
Rózia: Niee! Lili to!
Ja: O, rzeczywiście, pomyliłam się.
Lila: Oj, mamo, ty głupolu.
Ja: Nie gadaj, tylko natychmiast zakładaj piżamę! - Tu następuje mała kotłowanina będąca wynikiem moich starań, żeby jej tę piżamę jak najszybciej naciągnąć, i starań Lilki, żeby absolutnie do tego nie dopuścić.
Lila: Nie chcę! Jesteś niefajna!
Ja: Hm, może masz rację. Wiesz, poszukaj sobie nowej mamy.
Lila: Nie, wolę ciebie. Bo ty masz takie fajne spodenki.
Kurtyna.
20 lis 2013
Dlaczego jeszcze karmię Rózię?
Różyczka, rok, 10 miesięcy i 25 dni
Siedzę przy komputerze. Przychodzi Rózia, patrzy na mnie wielkimi oczami, ładuje mi się na kolana i błaga "Cycka lulutko, mamusiu, losie, tyci tyci". Skała by zmiękła.
Siedzę przy komputerze. Przychodzi Rózia, patrzy na mnie wielkimi oczami, ładuje mi się na kolana i błaga "Cycka lulutko, mamusiu, losie, tyci tyci". Skała by zmiękła.
15 lis 2013
Rzeczywistość alternatywna
Lila, 4 lata i 13 dni
Z licznych notek umieszczonych tu przez kilka lat życia Lili czytelnicy tego blogu mogli wywnioskować, że Lilina miłość do słodkiego jest zupełnie niekompatybilna z naszą ochotą do dawania jest słodyczy. Która jest zerowa, amen. Jednak Liliana, która musiała zdobyć jakimiś podziemnymi kanałami informację, że gutta cavat lapidem, nie ustaje w swoich męczących pomysłach mających ją przybliżyć do upragnionej porcji sacharozy.
Dzisiaj wróciła z przedszkola, wyjęła ulubiony talerzyk i podzieliła się ze mną pomysłem, że świetnie wyglądałyby na nim ciasteczka.
- Lila, nie dostaniesz dziś ciastka, jest za późno, po ciastkach świrujesz.
- Obiecuję, obiecuję, że nie będę wariować!
- Kochanie, sama wiesz, że po słodkim jesteś nie do uspokojenia i żadne obietnice tu nie pomogą.
- Proszę, daj mi tylko troszkę, kawałeczek ciasteczka - jęczy Lila cała we łzach.
- Kotuś, coś mi się wydaje, że tu już coś dziś słodkiego jadłaś - mówię, bo niestety słodycze działają na Lilę jak na nałogowca, który po jednej porcji żebrze o więcej. - Co było na obiadek?
- Nie było nic słodkiego, naprawdę!
- A co było?
- Nie powiem.
- A dlaczego nie chcesz powiedzieć?
- Warzywa! Były warzywa. Brokułki i ziemniaki. A do tego befsztyk.
Poczułam się przekonana szczegółowym opisem i tym "befsztykiem", bo w domu nie używamy takich wyrafinowanych określeń (nie mówiąc o wyrafinowanych potrawach, na wołowinę zawsze mi szkoda kasy).
Jednak befsztyk w piątek obudził moją czujność i po sprawdzeniu w kilku źródłach dowiedziałam się, że na obiad Lila miała placki z cukrem...
- Lilianko, mama Jacka mówi, że on jadł słodkie placki, jak to możliwe?
- Bo placki były na podwieczorek.
- Wcześniej mówiłaś, że na podwieczorek były owoce...
- Tak - banany, jabłka i do tego placki.
- Mówisz prawdę?
- Tak, mamusiu.
Spróbowałam jeszcze wieczorem.
- Panie Boże, dziękujemy ci za dobry dzień i za to, że na obiad były placki.
- Na podwieczorek - prostuje z uroczym uśmiechem Lila.
Chyba powinnam być zmartwiona tym, że kłamie, ale, szczerze mówiąc, jestem pewna podziwu dla jej wirtuozerii w trzymaniu się swojej wersji.
Z licznych notek umieszczonych tu przez kilka lat życia Lili czytelnicy tego blogu mogli wywnioskować, że Lilina miłość do słodkiego jest zupełnie niekompatybilna z naszą ochotą do dawania jest słodyczy. Która jest zerowa, amen. Jednak Liliana, która musiała zdobyć jakimiś podziemnymi kanałami informację, że gutta cavat lapidem, nie ustaje w swoich męczących pomysłach mających ją przybliżyć do upragnionej porcji sacharozy.
Dzisiaj wróciła z przedszkola, wyjęła ulubiony talerzyk i podzieliła się ze mną pomysłem, że świetnie wyglądałyby na nim ciasteczka.
- Lila, nie dostaniesz dziś ciastka, jest za późno, po ciastkach świrujesz.
- Obiecuję, obiecuję, że nie będę wariować!
- Kochanie, sama wiesz, że po słodkim jesteś nie do uspokojenia i żadne obietnice tu nie pomogą.
- Proszę, daj mi tylko troszkę, kawałeczek ciasteczka - jęczy Lila cała we łzach.
- Kotuś, coś mi się wydaje, że tu już coś dziś słodkiego jadłaś - mówię, bo niestety słodycze działają na Lilę jak na nałogowca, który po jednej porcji żebrze o więcej. - Co było na obiadek?
- Nie było nic słodkiego, naprawdę!
- A co było?
- Nie powiem.
- A dlaczego nie chcesz powiedzieć?
- Warzywa! Były warzywa. Brokułki i ziemniaki. A do tego befsztyk.
Poczułam się przekonana szczegółowym opisem i tym "befsztykiem", bo w domu nie używamy takich wyrafinowanych określeń (nie mówiąc o wyrafinowanych potrawach, na wołowinę zawsze mi szkoda kasy).
Jednak befsztyk w piątek obudził moją czujność i po sprawdzeniu w kilku źródłach dowiedziałam się, że na obiad Lila miała placki z cukrem...
- Lilianko, mama Jacka mówi, że on jadł słodkie placki, jak to możliwe?
- Bo placki były na podwieczorek.
- Wcześniej mówiłaś, że na podwieczorek były owoce...
- Tak - banany, jabłka i do tego placki.
- Mówisz prawdę?
- Tak, mamusiu.
Spróbowałam jeszcze wieczorem.
- Panie Boże, dziękujemy ci za dobry dzień i za to, że na obiad były placki.
- Na podwieczorek - prostuje z uroczym uśmiechem Lila.
Chyba powinnam być zmartwiona tym, że kłamie, ale, szczerze mówiąc, jestem pewna podziwu dla jej wirtuozerii w trzymaniu się swojej wersji.
14 lis 2013
Chorobowe
Lilka, trochę ponad 4 lata
Róźka, trochę przed 2. rokiem
W czasie deszczu dzieci się nie nudzą.
Tylko na przykład zapraszają się wzajemnie na herbatkę
Robią zdjęcia (Mama, nie ruszaj się, bo nie wyjdzie!)
I pomagają w porządkach
Róźka, trochę przed 2. rokiem
W czasie deszczu dzieci się nie nudzą.
Tylko na przykład zapraszają się wzajemnie na herbatkę
Robią zdjęcia (Mama, nie ruszaj się, bo nie wyjdzie!)
I pomagają w porządkach
13 lis 2013
Tenisówki
Różyczka, rok, 10 miesięcy i 18 dni
- Róziu, co zakladasz na nóżki?
- Temisiuśki. Jetja siuśka, lula siuśka.
- Róziu, co zakladasz na nóżki?
- Temisiuśki. Jetja siuśka, lula siuśka.
12 lis 2013
Papla
Różyczka, rok, 10 miesięcy i 17 dni
U Rózi nagle pękł balonik ze słowami. Z odbiorem ciągle nie jest łatwo. Wrodzone talenta muzyczne każą jej z honorami traktować melodię wyrazu, nie ma zatem Róża specjalnej atencji dla brzmienia, natomiast liczba sylab musi się zgadzać (lolony - czerwony, lolony - zielony, lolole - przedszkole; ze staroci: pababa - dziękuję, pababa - plac zabaw). Hitem ostatniego tygodnia jest "wszystko w porządku" (dziecko powtarzało za tatusiem, kiedy mnie i Lili nie było w domu, chyba nie chcę dociekać, co się tam działo i kto sobie o mało nie rozbił lokatego łba) oraz hujka Maja, bez komentarza.
Tu materiał poglądowy dla ciekawych wszystkiego w porządku, materiał dość wymęczony wobec podniecenia wywołanego przez sam fakt nagrywania (błagalne żebranie ja, li! oznacza w wolnym tłumaczeniu "odwróć ekran, chcę się zobaczyć na filmie!")
Aha, mimo rosnącej miłości do słów nie widać, żeby stara miłość Róży doznała jakiegokolwiek zaniedbania:
- Lila, sprawdź, co robi Róźka w kuchni.
- Siedzi na blacie i je masło.
U Rózi nagle pękł balonik ze słowami. Z odbiorem ciągle nie jest łatwo. Wrodzone talenta muzyczne każą jej z honorami traktować melodię wyrazu, nie ma zatem Róża specjalnej atencji dla brzmienia, natomiast liczba sylab musi się zgadzać (lolony - czerwony, lolony - zielony, lolole - przedszkole; ze staroci: pababa - dziękuję, pababa - plac zabaw). Hitem ostatniego tygodnia jest "wszystko w porządku" (dziecko powtarzało za tatusiem, kiedy mnie i Lili nie było w domu, chyba nie chcę dociekać, co się tam działo i kto sobie o mało nie rozbił lokatego łba) oraz hujka Maja, bez komentarza.
Tu materiał poglądowy dla ciekawych wszystkiego w porządku, materiał dość wymęczony wobec podniecenia wywołanego przez sam fakt nagrywania (błagalne żebranie ja, li! oznacza w wolnym tłumaczeniu "odwróć ekran, chcę się zobaczyć na filmie!")
Aha, mimo rosnącej miłości do słów nie widać, żeby stara miłość Róży doznała jakiegokolwiek zaniedbania:
- Lila, sprawdź, co robi Róźka w kuchni.
- Siedzi na blacie i je masło.
Zagadka
Lila, 4 lata i 10 dni
- Mamo, co to jest: pełznie po ziemi.
- Wąż.
- Nie, ślimak.
- Ale wąż też pełznie po ziemi.
- Ale to jest zagadka o ślimaku!
- Mamo, co to jest: pełznie po ziemi.
- Wąż.
- Nie, ślimak.
- Ale wąż też pełznie po ziemi.
- Ale to jest zagadka o ślimaku!
1 lis 2013
Wszystkich Świętych
Nie mogę dzisiaj przestać myśleć o małym-wielkim człowieku, który odszedł do nieba tego lata. I o jego rodzicach, dla których dzisiejszy dzień jest być może szczególniejszy od innych, poprzednich.
Może smutno im dziś bardziej niż zwykle, a może mniej - bo mogą sobie przypomnieć, jak wiele dobrych ludzi opiekuje się teraz Szymkiem.
Zrobili wszystko, żeby ich synek był dłużej z nimi.
Nigdy nie pisałam z takim trudem żadnej z moich notek.
[*]
Może smutno im dziś bardziej niż zwykle, a może mniej - bo mogą sobie przypomnieć, jak wiele dobrych ludzi opiekuje się teraz Szymkiem.
Zrobili wszystko, żeby ich synek był dłużej z nimi.
Nigdy nie pisałam z takim trudem żadnej z moich notek.
[*]
31 paź 2013
O spostrzegawczości
Różysia, 1 rok, 10 miesięcy i 5 dni
- Mamo, mamo, but'! Mamo, bucik!
- Gdzie, Róziu?
- Tam, tam! Bucik Peppy!
- Świnki Peppy?
- Tak! Bucik! Peppa pig!
- Mamo, mamo, but'! Mamo, bucik!
- Gdzie, Róziu?
- Tam, tam! Bucik Peppy!
- Świnki Peppy?
- Tak! Bucik! Peppa pig!
22 paź 2013
W roli
Lilka, za 10 dni 4 lata
Lila łazi po domu na czworakach i miauczy, bo jest Bazylką.
- Bazylko, wyjdź teraz z kuchni, bo chcę tu umyć podłogę. Będziesz miała mokre łapki.
- Miau, ale ja jestem kotkiem-czyścioszkiem, lubię mieć mokre łapki.
- Podepczesz mi całą podłogę, jak będziesz tu chodzić, będzie brzydko wyglądała.
- Ale ja jestem kotkiem, a kotek tego nie rozumie.
Lila łazi po domu na czworakach i miauczy, bo jest Bazylką.
- Bazylko, wyjdź teraz z kuchni, bo chcę tu umyć podłogę. Będziesz miała mokre łapki.
- Miau, ale ja jestem kotkiem-czyścioszkiem, lubię mieć mokre łapki.
- Podepczesz mi całą podłogę, jak będziesz tu chodzić, będzie brzydko wyglądała.
- Ale ja jestem kotkiem, a kotek tego nie rozumie.
16 paź 2013
Dobra siostra
Rózia, rok, 9 miesięcy i 20 dni
- Róziu, chcesz morelę?
- Tap, molele.
- Proszę. O, jest jeszcze jedna. Jedna dla ciebie, a jedna dla mnie.
- Nie! La Lili.
Odłożyłyśmy na talerzyk i czeka, aż Lila wróci z przedszkola.
- Róziu, chcesz morelę?
- Tap, molele.
- Proszę. O, jest jeszcze jedna. Jedna dla ciebie, a jedna dla mnie.
- Nie! La Lili.
Odłożyłyśmy na talerzyk i czeka, aż Lila wróci z przedszkola.
14 paź 2013
Wszystkożernie
Lila, 3 lata, 11 miesięcy i 12 dni
- Mamo, a czego nie lubią koty?
- Hmm, na przykład cytryny. Albo czosnku. Wiesz, koty najbardziej lubią mięso, bo to mięsożercy. Ale są też takie zwierzęta, co lubią jeść tylko rośliny - jak królik. A ludzie są wszystkożerni... - kontynuuję wykład.
- Ludzie przecież nie są wszystkożerni!
- Jak to nie?
- Bo na przykład dorośli nie jedzą lizaków.
- Mamo, a czego nie lubią koty?
- Hmm, na przykład cytryny. Albo czosnku. Wiesz, koty najbardziej lubią mięso, bo to mięsożercy. Ale są też takie zwierzęta, co lubią jeść tylko rośliny - jak królik. A ludzie są wszystkożerni... - kontynuuję wykład.
- Ludzie przecież nie są wszystkożerni!
- Jak to nie?
- Bo na przykład dorośli nie jedzą lizaków.
13 paź 2013
O gustach i... i takich tam
Lilka, 3 lata, 11 miesięcy i 11 dni
Rózia siedzi na kibelku, Lila czai się obok, bo chce zobaczyć kupę. Nie pytajcie, chce to chce. Ja z kolei czaję się przy Róży, żeby mi nie zwiała z muszli z brudnym pupskiem, jak to ma w zwyczaju. Samo życie. Za chwilę przy Rózi zmienia mnie Tatuś Kochany, bo on już miał szansę zjeść obiad, a mój właśnie stygnie w kuchni (samo życie x 2). Z pewnego oddalenia słyszę zatem szum spłukiwanej wody i ryk zawodu pierworodnej... - Lila przybiega do mnie zapłakana, usmarkana i żali się, że tata spłukał kupę, a ona jeszcze nie zdążyła jej zobaczyć. Trochę skręcam się ze śmiechu, ale staram się robić współczujące miny.
Tatuś Kochany, wyczuwszy powagę sytuacji, woła za beksą z łazienki:
- Lila, chodź, nie wszystko się spłukało, są jeszcze jakieś resztki!
- Resztki mi się nie podobają - burczy w podłogę obrażona Lilianka i kontynuuje szlochy...
Rózia siedzi na kibelku, Lila czai się obok, bo chce zobaczyć kupę. Nie pytajcie, chce to chce. Ja z kolei czaję się przy Róży, żeby mi nie zwiała z muszli z brudnym pupskiem, jak to ma w zwyczaju. Samo życie. Za chwilę przy Rózi zmienia mnie Tatuś Kochany, bo on już miał szansę zjeść obiad, a mój właśnie stygnie w kuchni (samo życie x 2). Z pewnego oddalenia słyszę zatem szum spłukiwanej wody i ryk zawodu pierworodnej... - Lila przybiega do mnie zapłakana, usmarkana i żali się, że tata spłukał kupę, a ona jeszcze nie zdążyła jej zobaczyć. Trochę skręcam się ze śmiechu, ale staram się robić współczujące miny.
Tatuś Kochany, wyczuwszy powagę sytuacji, woła za beksą z łazienki:
- Lila, chodź, nie wszystko się spłukało, są jeszcze jakieś resztki!
- Resztki mi się nie podobają - burczy w podłogę obrażona Lilianka i kontynuuje szlochy...
Multimedia
4 paź 2013
Róża to ja
Róża, 1 rok, 9 miesięcy i kawałek
Rózinka bardzo wcześnie opanowała zaimek "ja" - prawdopodobnie pod wpływem starszej siostry - kiedy Lila krzyczy "teraz ja, ja!" i potem coś dostaje, należy ją naśladować. Nie byliśmy pewni, czy "ja" to nie mocno uproszczona wersja imienia "Róża", ale niedawno okazało się, że jest "ja" i jest "Lula".
I tak "ja" jest odpowiedzią na wszystkie pytania skierowane do Rózi i zaczynające się od "A kto...?", co stanowi przednią rozrywkę dla całej rodziny:
- Rózia, uderzyłaś Lilkę?
- Nie.
- A kto jest małym kłamczuszkiem?
- Ja!
Poza tym obok "ja" zaczęło pojawiać się "ty". Najpierw chyba nawet w znaczeniu właściwym, ale bardzo szybko relatywność zaimka pomieszała Rózi w głowie i teraz, żeby w żadnym razie nie zostać pominiętą, chcąca czegoś Rózia krzyczy "ja, ti, ja, ti!!"
A dzisiaj śpiewałam Rózi wymyśloną naprędce piosenkę ze słowami "mała, mała Rózia", którą Rózinka pięknie naśladowała, z początku śpiewając "mała, mała Mi", a po wytłumaczeniu, że nie tylko Mi może być mała: "mała, mała... ja!".
Rózinka bardzo wcześnie opanowała zaimek "ja" - prawdopodobnie pod wpływem starszej siostry - kiedy Lila krzyczy "teraz ja, ja!" i potem coś dostaje, należy ją naśladować. Nie byliśmy pewni, czy "ja" to nie mocno uproszczona wersja imienia "Róża", ale niedawno okazało się, że jest "ja" i jest "Lula".
I tak "ja" jest odpowiedzią na wszystkie pytania skierowane do Rózi i zaczynające się od "A kto...?", co stanowi przednią rozrywkę dla całej rodziny:
- Rózia, uderzyłaś Lilkę?
- Nie.
- A kto jest małym kłamczuszkiem?
- Ja!
Poza tym obok "ja" zaczęło pojawiać się "ty". Najpierw chyba nawet w znaczeniu właściwym, ale bardzo szybko relatywność zaimka pomieszała Rózi w głowie i teraz, żeby w żadnym razie nie zostać pominiętą, chcąca czegoś Rózia krzyczy "ja, ti, ja, ti!!"
A dzisiaj śpiewałam Rózi wymyśloną naprędce piosenkę ze słowami "mała, mała Rózia", którą Rózinka pięknie naśladowała, z początku śpiewając "mała, mała Mi", a po wytłumaczeniu, że nie tylko Mi może być mała: "mała, mała... ja!".
26 wrz 2013
Wzrusz
Lilka, 3 lata, 10 miesięcy i 24 dni
- Mamo, ty jesteś artystką! - ni stąd, ni zowąd zaczyna Lila, prawdopodobnie w celu maksymalnego opóźnienia chwili, kiedy będzie musiała iść do łóżka.
- Artystką, naprawdę? A co to znaczy?
- Że umiesz wszystko zrobić.
- Ale ja nie umiem zrobić wszystkiego. Czy umiem zbudować dom?
- Umiesz, z klocków.
- Nie potrafiłabym też na przykład zrobić samochodu...
- Z fotela nam robisz.
- No dobrze, a co potrafi robić twoja mama-artystka?
- Wszystko namalować.
- A rzeźbić?
- No nie. Ale umiesz ulepić kotka z plasteliny.
- A grać na jakimś instrumencie?
- Też umiesz. Tylko nie grasz.
- Mamo, ty jesteś artystką! - ni stąd, ni zowąd zaczyna Lila, prawdopodobnie w celu maksymalnego opóźnienia chwili, kiedy będzie musiała iść do łóżka.
- Artystką, naprawdę? A co to znaczy?
- Że umiesz wszystko zrobić.
- Ale ja nie umiem zrobić wszystkiego. Czy umiem zbudować dom?
- Umiesz, z klocków.
- Nie potrafiłabym też na przykład zrobić samochodu...
- Z fotela nam robisz.
- No dobrze, a co potrafi robić twoja mama-artystka?
- Wszystko namalować.
- A rzeźbić?
- No nie. Ale umiesz ulepić kotka z plasteliny.
- A grać na jakimś instrumencie?
- Też umiesz. Tylko nie grasz.
24 wrz 2013
Sztuka perswazji
Lilianka, 3 lata, 10 miesięcy i 3 tygodnie
Lilka bawi się ze mną w sklep. Ona kupuje.
- Poproszę dwa jabłka.
- Proszę.
- I trzy winogrona.
- Proszę.
- I groszek.
- W puszce czy zielony?
- Zielony.
- Czy coś jeszcze?
- Tak - cedzi przez zęby - masz mi zawsze oddawać wszystkie pieniądze!
Nie jestem pewna, ale chyba to był napad.
Lilka bawi się ze mną w sklep. Ona kupuje.
- Poproszę dwa jabłka.
- Proszę.
- I trzy winogrona.
- Proszę.
- I groszek.
- W puszce czy zielony?
- Zielony.
- Czy coś jeszcze?
- Tak - cedzi przez zęby - masz mi zawsze oddawać wszystkie pieniądze!
Nie jestem pewna, ale chyba to był napad.
23 wrz 2013
Monotematycznie...
...bo znów o Rózi. A jak o Rózi, to jakoś konsumpcja sama się narzuca. I proszę.
Rózina wersja idiotycznego skądinąd wierszyka "Babko, babko, udaj się, bo jak nie, to cię zjem":
"Babo, babo, babo ba, babo ba baba AM!"
Rózina wersja idiotycznego skądinąd wierszyka "Babko, babko, udaj się, bo jak nie, to cię zjem":
"Babo, babo, babo ba, babo ba baba AM!"
Rzecz o homonimach
Rózia, rok, 8 miesięcy i 4 tygodnie
Oglądamy z Rózią książeczkę o instrumentach. Podsumowanie: trąbka - tu tu tu, trójkąt - ciń, ciń, bębenek - bum, bum, talerze - am, am.
Oglądamy z Rózią książeczkę o instrumentach. Podsumowanie: trąbka - tu tu tu, trójkąt - ciń, ciń, bębenek - bum, bum, talerze - am, am.
17 wrz 2013
Kuchnia fusion
Rózieczka, rok, 8 miesięcy, 3 tygodnie i jeden dzień
Rózia z dumą przynosi mi plastikowy garnuszek i łyżeczkę i każe jeść, co ugotowała.
- Mmm, pyszna zupka, mniam, mniam. Róziu, a z czego ta zupka?
- Lobali.
Rózia z dumą przynosi mi plastikowy garnuszek i łyżeczkę i każe jeść, co ugotowała.
- Mmm, pyszna zupka, mniam, mniam. Róziu, a z czego ta zupka?
- Lobali.
16 wrz 2013
O edukacji
Lilianka, 3 lata, 10 miesięcy i 2 tygodnie
Różyczka, rok, 8 miesięcy i 3 tygodnie
Lila rozłożyła przed sobą obrazki z porami roku i ma ambicję nauczyć Róźkę, o co chodzi w tej kołomyi:
- Rózia, a powiedz mi, czy to jest zima? - pyta, pokazując badanej obrazek z bałwanem, na co nic nie rozumiejąca Róźka odpowiada na wszelki wypadek "Uhm" i zostaje nagrodzona gromkimi brawami i komentarzem "Tak, Róziu, to jest zima, dobrze powiedziałaś!"
Egzamin postępuje w podobny sposób:
- Róziu, a czy to jest późna jesień?
- Uhm.
- No brawo, znowu zgadłaś!
I pomyśleć, że być może niektórzy w ten sposób skończyli studia...
Różyczka, rok, 8 miesięcy i 3 tygodnie
Lila rozłożyła przed sobą obrazki z porami roku i ma ambicję nauczyć Róźkę, o co chodzi w tej kołomyi:
- Rózia, a powiedz mi, czy to jest zima? - pyta, pokazując badanej obrazek z bałwanem, na co nic nie rozumiejąca Róźka odpowiada na wszelki wypadek "Uhm" i zostaje nagrodzona gromkimi brawami i komentarzem "Tak, Róziu, to jest zima, dobrze powiedziałaś!"
Egzamin postępuje w podobny sposób:
- Róziu, a czy to jest późna jesień?
- Uhm.
- No brawo, znowu zgadłaś!
I pomyśleć, że być może niektórzy w ten sposób skończyli studia...
11 wrz 2013
Jak zawstydzić własną matkę
Lila, cztery bez dwóch
Rózia, dwa bez czterech
Domagała się Różyczka soku jabłkowego. Domagała się ze szklanki, już, natychmiast i mamo nie przestanę wyć póki mi nie dasz. Mama dała, wbrew sobie, jako że zdecydowanie jej najulubieńszą drogą uzupełniania młodszej córce płynów jest zaserwowanie czystej wody w bidonie z rurką: nie wysyfi się, nie rozleje, a jeżeli jednak, to nie ma kłopotu ze sprzątaniem. W dodatku zdrowo.
Cóż. Sok, zgodnie z czarnymi myślami mamy, wylądował po kilku sekundach na Rózi i na podłodze, co mamę trochę wyprowadziło z równowagi, bo "czy ja nie mówiłam!?" i bo podłoga była dopiero co myta. Matka ryknęła na Różę i poszła wypuścić nadmiar pary do łazienki, przy okazji zgarniając stamtąd szmatę do podłogi.
Za nią podreptała cichutko starsza córka, tłumacząc nieśmiało:
- Ale mamusiu, bo wiesz, Różyczka jest jeszcze bardzo mała i nie rozumie, że nie można wylewać soku na podłogę.
Miód na moje uszy dziwnym trafem lekko je zaczerwienił.
Rózia, dwa bez czterech
Domagała się Różyczka soku jabłkowego. Domagała się ze szklanki, już, natychmiast i mamo nie przestanę wyć póki mi nie dasz. Mama dała, wbrew sobie, jako że zdecydowanie jej najulubieńszą drogą uzupełniania młodszej córce płynów jest zaserwowanie czystej wody w bidonie z rurką: nie wysyfi się, nie rozleje, a jeżeli jednak, to nie ma kłopotu ze sprzątaniem. W dodatku zdrowo.
Cóż. Sok, zgodnie z czarnymi myślami mamy, wylądował po kilku sekundach na Rózi i na podłodze, co mamę trochę wyprowadziło z równowagi, bo "czy ja nie mówiłam!?" i bo podłoga była dopiero co myta. Matka ryknęła na Różę i poszła wypuścić nadmiar pary do łazienki, przy okazji zgarniając stamtąd szmatę do podłogi.
Za nią podreptała cichutko starsza córka, tłumacząc nieśmiało:
- Ale mamusiu, bo wiesz, Różyczka jest jeszcze bardzo mała i nie rozumie, że nie można wylewać soku na podłogę.
Miód na moje uszy dziwnym trafem lekko je zaczerwienił.
I idziemy za ciosem...
...prezentując kolejne multimedia. Żeby nie było, że Róźka jeno pokazy choreograficzne pod występy starszej siostry odstawia. Róża ma słuch jak żyleta, tylko czasem jeszcze głos jej za słuchem nie nadąża. Ale tylko trochę :D
Proszę:
Proszę:
9 wrz 2013
Urodzinowo
Lilka, 3 lata i 10 miesięcy z kawałkiem
Rózia, 20 miesięcy z dokładką
Tatuś Kochany miał niedawno urodziny. Usiłowałam namówić dziewczynki, żeby zaśpiewały mu "Sto lat".
Tutaj owoc naszych wspólnych starań:
Rózia, 20 miesięcy z dokładką
Tatuś Kochany miał niedawno urodziny. Usiłowałam namówić dziewczynki, żeby zaśpiewały mu "Sto lat".
Tutaj owoc naszych wspólnych starań:
7 wrz 2013
O czynach karalnych
Lilka, 3 lata, 10 miesięcy i 5 dni
Świeżutki dialog Lili z Tatusiem Kochanym
- Rózia mnie kopnęła.
- Kopnęła!? Jak to było?
- Najpierw ona mnie kopnęła, a potem ja ją pobiłam.
- Pobiłaś? A ładnie to tak?
- No, nieładnie.
- To czemu ją pobiłaś?
- Bo nie miałam innego pomysłu.
Świeżutki dialog Lili z Tatusiem Kochanym
- Rózia mnie kopnęła.
- Kopnęła!? Jak to było?
- Najpierw ona mnie kopnęła, a potem ja ją pobiłam.
- Pobiłaś? A ładnie to tak?
- No, nieładnie.
- To czemu ją pobiłaś?
- Bo nie miałam innego pomysłu.
4 wrz 2013
O kuszeniu jajecznym
Lilka, 3 lata, 10 miesięcy i 1 dzień
Po mamusi Lila nie ma za grosz cierpliwości. Wszystko musi być natychmiast, inaczej jest płacz. I mendzenie, potworne, biadolące, zawodzące i trudne do zniesienia przez osoby postronne i przedstronne. Dziś na kolację było kakao, bo tak zarządziła Lila, i jajecznica, według pomysłu Rózi (gwałtowne otwarcie lodówki, dziki wzrok i mantra "jaja, jaja, jaja"). Kakao zostało wypłakane, choć oczywiście Lila miała powiedziane, że zaraz jej podam. Potem nastąpiły jęki o jajecznicę, która właśnie zaczynała ścinać się na patelni i wygląd miała jeszcze mocno niezachęcający do nazwania jej gotowym posiłkiem...
- Lila! - nie wytrzymał Tatuś Kochany - jeszcze raz powiesz "jajecznica" i zjem ci połowę z twojego talerzyka!
Lilianka w duszy przemyślała sprawę i natychmiast się zamknęła, ku uldze pozostałych domowników. Za chwilę chichocze cicho i informuje Tatusia z błyskiem w oku: Powiedziałam "ja...".
Po mamusi Lila nie ma za grosz cierpliwości. Wszystko musi być natychmiast, inaczej jest płacz. I mendzenie, potworne, biadolące, zawodzące i trudne do zniesienia przez osoby postronne i przedstronne. Dziś na kolację było kakao, bo tak zarządziła Lila, i jajecznica, według pomysłu Rózi (gwałtowne otwarcie lodówki, dziki wzrok i mantra "jaja, jaja, jaja"). Kakao zostało wypłakane, choć oczywiście Lila miała powiedziane, że zaraz jej podam. Potem nastąpiły jęki o jajecznicę, która właśnie zaczynała ścinać się na patelni i wygląd miała jeszcze mocno niezachęcający do nazwania jej gotowym posiłkiem...
- Lila! - nie wytrzymał Tatuś Kochany - jeszcze raz powiesz "jajecznica" i zjem ci połowę z twojego talerzyka!
Lilianka w duszy przemyślała sprawę i natychmiast się zamknęła, ku uldze pozostałych domowników. Za chwilę chichocze cicho i informuje Tatusia z błyskiem w oku: Powiedziałam "ja...".
3 wrz 2013
Wspomnienie
Lilka, 3 lata i 10 miesięcy
Wieczorem próbujemy spełnić swoją rodzicochrześcijańską powinność i pomagamy Lili w modlitwie. Idzie różnie - raz pięknie, a raz mocno opornie, w zależności od nastroju delikwentki. Wczoraj dominowała wersja oporna.
- Lila, to jaką modlitwę dziś wybierzesz?
- Modlitwę-łołitwę.
- Jaką?
- Łołitwę.
- Ale nie ma takiej modlitwy.
- Jest.
- Nie ma.
- A jak kiedyś byłam w niebie, to mi powiedzieli, że jest taka modlitwa.
I koniec dyskusji. Liliana powiedziała łołitwę w tylko sobie (i niebianom) znanym języku i poszła spać.
Wieczorem próbujemy spełnić swoją rodzicochrześcijańską powinność i pomagamy Lili w modlitwie. Idzie różnie - raz pięknie, a raz mocno opornie, w zależności od nastroju delikwentki. Wczoraj dominowała wersja oporna.
- Lila, to jaką modlitwę dziś wybierzesz?
- Modlitwę-łołitwę.
- Jaką?
- Łołitwę.
- Ale nie ma takiej modlitwy.
- Jest.
- Nie ma.
- A jak kiedyś byłam w niebie, to mi powiedzieli, że jest taka modlitwa.
I koniec dyskusji. Liliana powiedziała łołitwę w tylko sobie (i niebianom) znanym języku i poszła spać.
1 wrz 2013
Inwentaryzacja
Różyczka, 1 rok, 8 miesięcy i 6 dni
Stan rodzinny według Rózi: tata, ja, mama ma cycy, Lila.
Długie karmienie piersią zbiera swoje żniwo na różne sposoby :-)
Stan rodzinny według Rózi: tata, ja, mama ma cycy, Lila.
Długie karmienie piersią zbiera swoje żniwo na różne sposoby :-)
31 sie 2013
Ślązaczka
Lilka, 3 lata i 10 miesięcy bez 2 dni
Lila: Zaśpiewam wam "Jedzie pociąg" po śląsku.
My: Oo, po śląsku, no słuchamy!
Lila: "Jedzie pociąg z daleka. Jedzie, jedzie po Śląsku..."
Lila: Zaśpiewam wam "Jedzie pociąg" po śląsku.
My: Oo, po śląsku, no słuchamy!
Lila: "Jedzie pociąg z daleka. Jedzie, jedzie po Śląsku..."
27 sie 2013
26 sie 2013
Język trzylatka
Lilianka, 3 lata, 9 miesięcy i 24 dni
Wracamy z działki, bez Tatusia Kochanego, który w weekend bawił się na wyjeździe firmowym.
- Mamooo, a jak przyjedziemy do domku, to tatuś już tam będzie?
- Będzie.
- Tatuś będzie i mama też będzie! Ale wypas!
Wracamy z działki, bez Tatusia Kochanego, który w weekend bawił się na wyjeździe firmowym.
- Mamooo, a jak przyjedziemy do domku, to tatuś już tam będzie?
- Będzie.
- Tatuś będzie i mama też będzie! Ale wypas!
22 sie 2013
Love is in the air
Rózia, rok, 7 miesięcy i 3 tygodnie
Zostałam dziś zaproszona na działkę znajomej, gdzie wybrałam się z młodszą.
Na niewielkiej i bardzo kids-friendly przestrzeni hasało pięcioro maluchów w wieku na oko od roku do trzech. Rózieczka wszystkich widziała w zasadzie po raz pierwszy, co nie przeszkadzało jej w ochoczym zawieraniu kontaktów międzyludzkich i radosnym oswajaniu nowych zabawek.
Mateusz, najstarszy z gromadki, został poproszony o przyprowadzenie Róży za rączkę do stolika, gdzie już szykowała się parówkowo-pomidorowa uczta. I proszę: Rózia, nie zawsze skłonna do poddawania się czyjejś woli, grzecznie maszeruje w parze. Chwilę potem czujny matczyny wzrok wychwytuje fakt, że córka mniej zajęta jest konsumpcją (Rózia!), a bardziej mizianiem się z Matim główkami i łapaniem za rączki oraz innymi sposobami porozumiewania się ponad podziałami językowymi, jak na przykład precyzyjne przybijanie piąteczek łapkami umaczanymi w keczupie.
Jako że teren był mi nieznany, a zaraz po posiłku młódź zaczęła robić rundę dookoła domku, pospiesznie za młodzią podążyłam, żeby ratować ją z potencjalnych opresji czyhających za chałupką. Okazało się, że jedyną opresją byłam tam ja sama: prawie wlazłam na Róźkę zajętą wymianą całusów z nowo poznanym kolegą. Dzieciaki są urocze, ale mam nadzieję, że jej tak nie zostanie na zawsze.
Zostałam dziś zaproszona na działkę znajomej, gdzie wybrałam się z młodszą.
Na niewielkiej i bardzo kids-friendly przestrzeni hasało pięcioro maluchów w wieku na oko od roku do trzech. Rózieczka wszystkich widziała w zasadzie po raz pierwszy, co nie przeszkadzało jej w ochoczym zawieraniu kontaktów międzyludzkich i radosnym oswajaniu nowych zabawek.
Mateusz, najstarszy z gromadki, został poproszony o przyprowadzenie Róży za rączkę do stolika, gdzie już szykowała się parówkowo-pomidorowa uczta. I proszę: Rózia, nie zawsze skłonna do poddawania się czyjejś woli, grzecznie maszeruje w parze. Chwilę potem czujny matczyny wzrok wychwytuje fakt, że córka mniej zajęta jest konsumpcją (Rózia!), a bardziej mizianiem się z Matim główkami i łapaniem za rączki oraz innymi sposobami porozumiewania się ponad podziałami językowymi, jak na przykład precyzyjne przybijanie piąteczek łapkami umaczanymi w keczupie.
Jako że teren był mi nieznany, a zaraz po posiłku młódź zaczęła robić rundę dookoła domku, pospiesznie za młodzią podążyłam, żeby ratować ją z potencjalnych opresji czyhających za chałupką. Okazało się, że jedyną opresją byłam tam ja sama: prawie wlazłam na Róźkę zajętą wymianą całusów z nowo poznanym kolegą. Dzieciaki są urocze, ale mam nadzieję, że jej tak nie zostanie na zawsze.
21 sie 2013
Monotematycznie albo Tribute to Ciocia Ala
Lilka, 3 lata, 9 miesięcy i 19 dni
Lila wycinała jakieś literki z papieru.
- A to jaka jest literka?
- To jest "A". Powiesz mi pięć słów, które zaczynają się na "A"?
- Alina!
- Dobrze. A pozostałe?
- Alicja.
- I...?
- Ala, Alka i... Alusia.
Lila wycinała jakieś literki z papieru.
- A to jaka jest literka?
- To jest "A". Powiesz mi pięć słów, które zaczynają się na "A"?
- Alina!
- Dobrze. A pozostałe?
- Alicja.
- I...?
- Ala, Alka i... Alusia.
20 sie 2013
Panie sklepowe
Lilianka, 3 lata, 9 miesięcy i 18 dni
Rózia, 1 rok i prawie 8 miesięcy
Lilka ostatnio często naciąga mnie na zabawę w sklep, co jest o tyle miłe i niekłopotliwe, że odbywa się na placu zabaw w specjalnym straganowym okienku i nie wymaga żadnych przygotowań ani rekwizytów. Transakcje zawieramy za pomocą gestów i słów, a tych Lila zawsze ma pod dostatkiem.
Rózia również ochoczo przystępuje do zabawy i jako milczący acz zagoniony pomocnik sprzedawcy daje z siebie wszystko.
Razem wyglądają jak Collignon i jego pomocnik Lucien, ci z "Amelii".
- Poproszę kilogram ogórków.
Rózia pierwsza, jak mały wesoły piesek, leci na tyły "sklepu", uradowana przynosi mi garść powietrza, a wtedy wkracza Lila i z rozkoszą strofuje siostrę:
- Rózia, co ty przyniosłaś, to nie są ogórki, mamo, ja ci przyniosę! - Grzebie w wirtualnych skrzynkach, wtedy ja znowu proszę lekko rozczarowaną Rózię o przyniesienie tym razem kilku pomidorków, Rózia leci po rzeczone i historia zaczyna się od nowa.
Walutę również mamy nieskomplikowaną, na ogół płacimy "jeden", z rzadka "cztery" lub "pięć". Ponieważ przedsiębiorstwo Lili i Rózi jest wielobranżowe, udało mi się ostatnio nabyć nowiutką, niekradzioną toyotę za jeden i jeszcze dostałam resztę. "Ja jestem miła i zawsze oddaję pieniendze. Mogę ci dać jeszcze jeden cukierek w nagrodę". Wzorowe podejście do klienta.
Rózia, 1 rok i prawie 8 miesięcy
Lilka ostatnio często naciąga mnie na zabawę w sklep, co jest o tyle miłe i niekłopotliwe, że odbywa się na placu zabaw w specjalnym straganowym okienku i nie wymaga żadnych przygotowań ani rekwizytów. Transakcje zawieramy za pomocą gestów i słów, a tych Lila zawsze ma pod dostatkiem.
Rózia również ochoczo przystępuje do zabawy i jako milczący acz zagoniony pomocnik sprzedawcy daje z siebie wszystko.
Razem wyglądają jak Collignon i jego pomocnik Lucien, ci z "Amelii".
- Poproszę kilogram ogórków.
Rózia pierwsza, jak mały wesoły piesek, leci na tyły "sklepu", uradowana przynosi mi garść powietrza, a wtedy wkracza Lila i z rozkoszą strofuje siostrę:
- Rózia, co ty przyniosłaś, to nie są ogórki, mamo, ja ci przyniosę! - Grzebie w wirtualnych skrzynkach, wtedy ja znowu proszę lekko rozczarowaną Rózię o przyniesienie tym razem kilku pomidorków, Rózia leci po rzeczone i historia zaczyna się od nowa.
Walutę również mamy nieskomplikowaną, na ogół płacimy "jeden", z rzadka "cztery" lub "pięć". Ponieważ przedsiębiorstwo Lili i Rózi jest wielobranżowe, udało mi się ostatnio nabyć nowiutką, niekradzioną toyotę za jeden i jeszcze dostałam resztę. "Ja jestem miła i zawsze oddaję pieniendze. Mogę ci dać jeszcze jeden cukierek w nagrodę". Wzorowe podejście do klienta.
18 sie 2013
Urlopnie
Lenia mam ciągle. Po urlopie trzeba odpocząć, nie? A po urlopie z dwójką dzieci należy odpocząć podwójnie. W zasadzie nie powinnam narzekać, sporą część pourlopowego odpoczynku muszą jeszcze odrobić moi rodzice i siostra, którzy zajmowali się dziewuszkami, kiedy Tatuś Kochany i ja wybyliśmy na kilka dni na zagraniczne chrzciny, porzucając przychówek ze słabo skrywaną ulgą. Przychówek trzymał się dzielnie, nie płakał, a po naszym powrocie zażądał od razu a. cyca (Rózia), b. obiecanych podarków (Lila) i zasypał nas opowieściami. Aż jedną spamiętałam, resztę zjadł leń:
- Wiesz, mamo, a jak was nie było, to ja miałam taki piękny sen.
- A co ci się śniło, córeczko?
- Że wróciliście do domu.
- O, pięknie. I co, cieszyłaś się?
- Nie, przecież spałam.
I jeszcze trochę Działkowych Dzieci:
- Wiesz, mamo, a jak was nie było, to ja miałam taki piękny sen.
- A co ci się śniło, córeczko?
- Że wróciliście do domu.
- O, pięknie. I co, cieszyłaś się?
- Nie, przecież spałam.
I jeszcze trochę Działkowych Dzieci:
14 sie 2013
Nomenklatura
Lila bawi sie dwiema papierowymi kaczuszkami. Jedną nazwala Dziobek Cycka , a drugą - Panierka Cukierka.
A w ogole to wrócilismy z wakacji i mam lenia.
A w ogole to wrócilismy z wakacji i mam lenia.
21 lip 2013
Modlitwa
Lila, 3 lata, 8 miesięcy i 19 dni
Jakoś się święto ostatnio zrobiło, nie wiem czemu. Pewnie dlatego, że jesteśmy zdewociałymi ciemnogrodzianami.
Niedziela. Lila modli się wieczorem:
- Dziękuję, że był fajny dzień, bo byliśmy na działce. I były lody dobre.
- A chcesz za coś Pana Boga przeprosić?
- Przeprosić?
- No na przykład za to, że psociłaś dziś okropnie w kościele.
- Przepraszam, że psociłam - mówi bez przekonania Lila - Ale ja lubię psocić! - Lila odczekuje parę sekund i z satysfakcją oznajmia "Zrozumiał".
- A chcesz o coś Pana Boga poprosić?
- Poprosić?! Ale fajnie!!
Lila codziennie prosi o to, żeby Rózia rosła. Wnioskując z Rózinego apetytu, Pan Bóg przychyla się do tej prośby całym sercem.
Jakoś się święto ostatnio zrobiło, nie wiem czemu. Pewnie dlatego, że jesteśmy zdewociałymi ciemnogrodzianami.
Niedziela. Lila modli się wieczorem:
- Dziękuję, że był fajny dzień, bo byliśmy na działce. I były lody dobre.
- A chcesz za coś Pana Boga przeprosić?
- Przeprosić?
- No na przykład za to, że psociłaś dziś okropnie w kościele.
- Przepraszam, że psociłam - mówi bez przekonania Lila - Ale ja lubię psocić! - Lila odczekuje parę sekund i z satysfakcją oznajmia "Zrozumiał".
- A chcesz o coś Pana Boga poprosić?
- Poprosić?! Ale fajnie!!
Lila codziennie prosi o to, żeby Rózia rosła. Wnioskując z Rózinego apetytu, Pan Bóg przychyla się do tej prośby całym sercem.
Msza
Lilka, 3 lata, 8 miesięcy i 19 dni
Rózia, 19 miesięcy bez 5 dni
Ja wiem. Są msze dla dzieci, wygłuszane kapliczki dla rodziców małych wrzaskunów, możliwość uczęszczania szychtowego, tak żeby ktoś siedział zawsze z bachorem w domu i parę innych pomysłów na uniknięcie bezpośredniego zderzenia dziecka z liturgią. Ale czasem się nie da. I trzeba iść na mszę razem.
Nie wiem, może są tacy szczęśliwcy, co to po prostu idą, a dzieci grzecznie i cicho zarabiają sobie na królestwo niebieskie. Moje dzieci zarabiają na psychiatryk dla rodziców.
1. Pieśń na wejście
Różyczka przypomina sobie, że w zasadzie jest wieczór, a ona jest zmęczona i dawno nie jadła i zaczyna mi się dobierać do dekoltu. Wprawdzie jestem gorącą orędowniczką nierobienia halo z karmienia w miejscach publicznych, ale jednak w kościele nie będę pokazywała swoich, yyy, poglądów. Wychodzimy.
2. Akt pokuty
Po wyjściu na zewnątrz Róźce na szczęście kolacja wietrzeje z głowy. Są przecież kamyki, gołębie, trawka i wspaniałe schody do bocznej nawy. Żyć nie umierać.
3. Pierwsze czytanie
Przed kościołem spotykamy się z Tatusiem Kochanym, który drugim wyjściem musiał opuścić przybytek z powodu hałaśliwego i nielicującego z sytuacją zachowania pierworodnej.
4. Drugie czytanie
Obok kościoła przechodzi pan z dwoma synkami i ustrojstwem do produkcji baniek mydlanych. Zachwycona młodzież wita go piskami i pełnymi uniesienia okrzykami i biegnie przy jego boku od wejścia głównego do prezbiterium. Oczywiście po zewnętrznej stronie muru, mimo entuzjastycznych okrzyków Lili "Chodźmy do kościoła, chodźmy do kościoła!!"
5. Ewangelia.
Siostry ponownie odkrywają schody do nawy bocznej. Ubrana w białą sukieneczkę Rózia z okrzykiem "Łiiiiiiiiiiiiii!!" zjeżdża na dupce z najwyższego schodka aż na sam dół. Lila dzielnie jej towarzyszy, raz próbowała nawet zjechać na brzuchu. Po naszych sugestiach żeby zeszła, bo to są schody, a nie zjeżdżalnia, tłumaczy jak głupiemu "Ale my się tylko tak bawimy, że to jest zjeżdżalnia" i dalej skacze na tyłku ze schodów.
6. Homilia
Dziewczynki przenoszą się pod główne wejście na podjazd dla wózków. Metalowy. Tupanie do góry i na dół przerywane wzajemnym nawoływaniem się towarzyszy każdemu słowu księdza.
7. Konsekracja
Wszyscy klęczą w skupieniu. Lila podchodzi do jednego z mężczyzn, wychyla się w bok i - patrząc mu w oczy - woła "A kuku!". Matka nie ma siły gromić, bo jest skupiona na tłumieniu śmiechu. Panu zresztą też wesoło. Następnie Lila przypomina sobie, że chce siku.
8. Baranku Boży
Idziemy pod krzaczek.
9. Komunia
Biorę Rózię na ręce. Widząc, że matka coś dostaje, Różyk wyciąga łapę i tonem "Koleś, ja też tu jestem, no heloł, chyba o czymś zapomniałeś", woła "Ja, ja!" i wyciąga rękę po opłatek, następnie znacząco pokazując palcem w kierunku własnego otwartego dzioba. Wracamy na miejsce przed kościołem, ja spłakana ze śmiechu, Rózia obrażona na księdza.
10. Ogłoszenia
Podchodzi do nas jakaś dziewczynka, może dziesięcioletnia i wścibsko pyta "A dlaczego państwo nie są w kościele?". Tłumaczymy, że nie możemy, bo mamy dwie małe psoty, które przeszkadzają innym, dziewczynka zaczyna integrować się z psotami i tupać razem z nimi po rampie dla wózków, ale po chwili przypomina sobie, że miała coś do załatwienia, pyta nas, do której czynna jest "Biedronka" i biegnie, bo zaraz zamykają.
Czeski film.
Nigdy więcej.
To było jak maraton.
Dziękuję za uwagę.
11. Błogosławieństwo.
Rózia, 19 miesięcy bez 5 dni
Ja wiem. Są msze dla dzieci, wygłuszane kapliczki dla rodziców małych wrzaskunów, możliwość uczęszczania szychtowego, tak żeby ktoś siedział zawsze z bachorem w domu i parę innych pomysłów na uniknięcie bezpośredniego zderzenia dziecka z liturgią. Ale czasem się nie da. I trzeba iść na mszę razem.
Nie wiem, może są tacy szczęśliwcy, co to po prostu idą, a dzieci grzecznie i cicho zarabiają sobie na królestwo niebieskie. Moje dzieci zarabiają na psychiatryk dla rodziców.
1. Pieśń na wejście
Różyczka przypomina sobie, że w zasadzie jest wieczór, a ona jest zmęczona i dawno nie jadła i zaczyna mi się dobierać do dekoltu. Wprawdzie jestem gorącą orędowniczką nierobienia halo z karmienia w miejscach publicznych, ale jednak w kościele nie będę pokazywała swoich, yyy, poglądów. Wychodzimy.
2. Akt pokuty
Po wyjściu na zewnątrz Róźce na szczęście kolacja wietrzeje z głowy. Są przecież kamyki, gołębie, trawka i wspaniałe schody do bocznej nawy. Żyć nie umierać.
3. Pierwsze czytanie
Przed kościołem spotykamy się z Tatusiem Kochanym, który drugim wyjściem musiał opuścić przybytek z powodu hałaśliwego i nielicującego z sytuacją zachowania pierworodnej.
4. Drugie czytanie
Obok kościoła przechodzi pan z dwoma synkami i ustrojstwem do produkcji baniek mydlanych. Zachwycona młodzież wita go piskami i pełnymi uniesienia okrzykami i biegnie przy jego boku od wejścia głównego do prezbiterium. Oczywiście po zewnętrznej stronie muru, mimo entuzjastycznych okrzyków Lili "Chodźmy do kościoła, chodźmy do kościoła!!"
5. Ewangelia.
Siostry ponownie odkrywają schody do nawy bocznej. Ubrana w białą sukieneczkę Rózia z okrzykiem "Łiiiiiiiiiiiiii!!" zjeżdża na dupce z najwyższego schodka aż na sam dół. Lila dzielnie jej towarzyszy, raz próbowała nawet zjechać na brzuchu. Po naszych sugestiach żeby zeszła, bo to są schody, a nie zjeżdżalnia, tłumaczy jak głupiemu "Ale my się tylko tak bawimy, że to jest zjeżdżalnia" i dalej skacze na tyłku ze schodów.
6. Homilia
Dziewczynki przenoszą się pod główne wejście na podjazd dla wózków. Metalowy. Tupanie do góry i na dół przerywane wzajemnym nawoływaniem się towarzyszy każdemu słowu księdza.
7. Konsekracja
Wszyscy klęczą w skupieniu. Lila podchodzi do jednego z mężczyzn, wychyla się w bok i - patrząc mu w oczy - woła "A kuku!". Matka nie ma siły gromić, bo jest skupiona na tłumieniu śmiechu. Panu zresztą też wesoło. Następnie Lila przypomina sobie, że chce siku.
8. Baranku Boży
Idziemy pod krzaczek.
9. Komunia
Biorę Rózię na ręce. Widząc, że matka coś dostaje, Różyk wyciąga łapę i tonem "Koleś, ja też tu jestem, no heloł, chyba o czymś zapomniałeś", woła "Ja, ja!" i wyciąga rękę po opłatek, następnie znacząco pokazując palcem w kierunku własnego otwartego dzioba. Wracamy na miejsce przed kościołem, ja spłakana ze śmiechu, Rózia obrażona na księdza.
10. Ogłoszenia
Podchodzi do nas jakaś dziewczynka, może dziesięcioletnia i wścibsko pyta "A dlaczego państwo nie są w kościele?". Tłumaczymy, że nie możemy, bo mamy dwie małe psoty, które przeszkadzają innym, dziewczynka zaczyna integrować się z psotami i tupać razem z nimi po rampie dla wózków, ale po chwili przypomina sobie, że miała coś do załatwienia, pyta nas, do której czynna jest "Biedronka" i biegnie, bo zaraz zamykają.
Czeski film.
Nigdy więcej.
To było jak maraton.
Dziękuję za uwagę.
11. Błogosławieństwo.
17 lip 2013
Zwierzę medialne
Lilka, 3 lata, 8 miesięcy i 15 dni
Róźka, 1,5 roku i 22 dni
Poranek. Róźka już siedzi w foteliku do karmienia (a jakże), Lilka właśnie zwlokła wątłą postać z łóżka i poczłapała do kuchni. Tu nastąpiła piękna i nie tak częsta scena ściskanek, tulanek i całusów siostrzanych.
Zachwycona przyglądam się małym, a wtedy Lilka podnosi główkę i rzuca:
- Mama, a może wzięłabyś aparat? Albo kamerę?
- Tak, a po co?
- No, będziesz na potem miała.
No to wzięłam. I mam. Lilka nie mogła się doczekać aż zobaczy siebie w akcji.
Róźka, 1,5 roku i 22 dni
Poranek. Róźka już siedzi w foteliku do karmienia (a jakże), Lilka właśnie zwlokła wątłą postać z łóżka i poczłapała do kuchni. Tu nastąpiła piękna i nie tak częsta scena ściskanek, tulanek i całusów siostrzanych.
Zachwycona przyglądam się małym, a wtedy Lilka podnosi główkę i rzuca:
- Mama, a może wzięłabyś aparat? Albo kamerę?
- Tak, a po co?
- No, będziesz na potem miała.
No to wzięłam. I mam. Lilka nie mogła się doczekać aż zobaczy siebie w akcji.
16 lip 2013
Mata Hari III
Rózia, rok i 7 miesięcy bez 10 dni
- Róźka, zrobiłaś kupę?
- E-e - gorliwie zaprzecza młoda, kręcąc główką, choć zapach z pieluchy zupełnie nie chce potwierdzać jej wersji.
- Zrobiłaś!
- E-e!
- Rózia - zagajam obojętnie - a kto zrobił kupę?
- Ja!
- Róźka, zrobiłaś kupę?
- E-e - gorliwie zaprzecza młoda, kręcąc główką, choć zapach z pieluchy zupełnie nie chce potwierdzać jej wersji.
- Zrobiłaś!
- E-e!
- Rózia - zagajam obojętnie - a kto zrobił kupę?
- Ja!
13 lip 2013
Artystka
Lilka, 3 lata, 8 miesięcy i 11 dni
Lila koloruje rubryczki na druku wpłaty ubezpieczenia i gada: bo tatuś się na pewno ucieszy, jak zobaczy takie piękne kwadraciki. Ja staram sie nie wyjeżdżać, wiesz? Tata na pewno będzie zadowolony, jak zobaczy, że wszystkie kwadraciki mają inny kolor.
Lila koloruje rubryczki na druku wpłaty ubezpieczenia i gada: bo tatuś się na pewno ucieszy, jak zobaczy takie piękne kwadraciki. Ja staram sie nie wyjeżdżać, wiesz? Tata na pewno będzie zadowolony, jak zobaczy, że wszystkie kwadraciki mają inny kolor.
9 lip 2013
Niebo
Lilka, 3 lata, 8 miesięcy i troszkę
- ...zaprowadź nas do królestwa wiecznego - modli się Lilka - a co to jest królestwo wieczne?
- To jest niebo. Ludzie mogą tam iść, jak umrą, i wszystkim tam jest bardzo dobrze.
- No wiem, dziadek od babci Hali tam jest. A ja kiedyś też byłam w niebie.
- Taak?
- No.
Tak dowiedziałam się, że Lila niebo zna jak własną kieszeń. Jest tam fajnie, tylko wysoko, więc Lila troszkę się boiła. Ale za to w niebie serwują chleb z bitą śmietaną.
Kiedy przejeżdżałyśmy niedawno obok cmentarza, Lila pytała, co tam jest, odpowiedziałam, że groby tych, co poszli do nieba, a ich bliscy przychodzą tutaj z nimi pogadać, przynoszą im kwiaty i palą znicze.
- No tak. A jak ja byłam w niebie, to też mi jedna pani zapaliła znicz. Metalowy, bo chciałam.
- ...zaprowadź nas do królestwa wiecznego - modli się Lilka - a co to jest królestwo wieczne?
- To jest niebo. Ludzie mogą tam iść, jak umrą, i wszystkim tam jest bardzo dobrze.
- No wiem, dziadek od babci Hali tam jest. A ja kiedyś też byłam w niebie.
- Taak?
- No.
Tak dowiedziałam się, że Lila niebo zna jak własną kieszeń. Jest tam fajnie, tylko wysoko, więc Lila troszkę się boiła. Ale za to w niebie serwują chleb z bitą śmietaną.
Kiedy przejeżdżałyśmy niedawno obok cmentarza, Lila pytała, co tam jest, odpowiedziałam, że groby tych, co poszli do nieba, a ich bliscy przychodzą tutaj z nimi pogadać, przynoszą im kwiaty i palą znicze.
- No tak. A jak ja byłam w niebie, to też mi jedna pani zapaliła znicz. Metalowy, bo chciałam.
6 lip 2013
Angielski dla początkujących
Lilka, 3 lata, 7 miesięcy i 2 dni
Lilka bazgrze coś kredkami na papierze.
- Tutaj napisałam, że ajlop, a tu "mamusia".
- I co to znaczy?
- Że mama kocha dziecko. Bo mamusie bardzo kochają swoje dziecka.
Lilka bazgrze coś kredkami na papierze.
- Tutaj napisałam, że ajlop, a tu "mamusia".
- I co to znaczy?
- Że mama kocha dziecko. Bo mamusie bardzo kochają swoje dziecka.
27 cze 2013
Thriller
Lilka, 3 lata, 7 miesięcy i 25 dni
Rózia, 1,5 roku
Podsłuchane z kuchni. Rózia - jak zwykle entuzjastycznie. Lila - rzeczowo i bez emocji:
- Lala!
- To nie jest "lala", tylko Pamtur.
- Lala!
- Oj, ktoś tu przezywa Pamtura. Chyba będę ci musiała włożyć patyk do oka. Nie bój się, to boli tylko trochę.
Rózia, 1,5 roku
Podsłuchane z kuchni. Rózia - jak zwykle entuzjastycznie. Lila - rzeczowo i bez emocji:
- Lala!
- To nie jest "lala", tylko Pamtur.
- Lala!
- Oj, ktoś tu przezywa Pamtura. Chyba będę ci musiała włożyć patyk do oka. Nie bój się, to boli tylko trochę.
25 cze 2013
Blond Mata Hari, vol. 2
Kilka dni temu:
Tatuś Kochany: Lila, i co kupiłyście z mamą w sklepie?
Lila: Czekoladki dla ciebie na Dzień Ojca.
TK: I to pewnie miała być tajemnica, nie?
Lila: Noo...
Tatuś Kochany: Lila, i co kupiłyście z mamą w sklepie?
Lila: Czekoladki dla ciebie na Dzień Ojca.
TK: I to pewnie miała być tajemnica, nie?
Lila: Noo...
24 cze 2013
Bajecznie
Lilka, 3 lata, 7 miesięcy i 3 tygodnie
- Lila, chodź, uczeszę cię.
- Nie, ja dziś chcę być rozpuszczona. Bo ja dziś chce być sarenką.
- Yyy?... A może syrenką?
- A, no tak.
- Lila, chodź, uczeszę cię.
- Nie, ja dziś chcę być rozpuszczona. Bo ja dziś chce być sarenką.
- Yyy?... A może syrenką?
- A, no tak.
23 cze 2013
Krajobraz (po bitwie) z urwiskiem w tle
Róźka, 1,5 roku za 3 dni
O Róźce będzie. Bo Róźka jest urwisem. Okropnym. I gdyby nie te loczki, słodkie oczka, dzióbek wysunięty do całowania i maślano-chlebkowy zapach, którym emanuje, zwłaszcza o poranku, bo potem jest już na ogół wysyfiona i zapach zostaje przytłumiony przez inne, mniej rozkoszne... gdyby nie to, dawno już wisiałaby na tablica.pl w kategorii "Oddam za darmo lub wymienię".
Do wpisu zainspirowało mnie dzisiejsze wydarzenie: piękne czekoladki kupione dla dziadka z okazji Dnia Ojca nie zostały w porę usunięte poza zasięg tłustych łapek i opakowanie zostało sprawnie zdemolowane, a czekoladki upstrzyły dywan, niezbyt, zauważmy ze skruchą, czysty.
Zaczęłam w myślach inwentaryzować Rózine przewinienia ostatniego tygodnia i wyszło mi, że to musiałby być najdłuższy post tego blogu. Z barwniejszych:
- Rozwinięcie całej rolki papieru toaletowego reklamowanego jako najdłuższy. Reklama prawdę Ci powie, ale cóż z tego, kiedy Róźka woli przekonać się na własne oczy. Ze sto metrów ma ta rolka, przysięgam. Na zdjęciu poniżej dodatkowo karmi papierem bidet.
- Wybieranie łyżką do lodów (sic!) wody z klozetu (sic!) i wlewanie jej do kociej kuwety (sic!).
- Proces odwrotny: narzędzie to samo, naczynia te same, ale tym razem trociny wędrują do kibelka.
- Każdy poranek Rózia zaczyna zdrowo od niewielkiej porcji royal canina dla kotów sterylizowanych. Kiedyś jeszcze na naszą prośbę wypluwała, teraz ucieka, żeby skonsumować w kąciku.
- Włazi na duży stół w salonie i próbuje jeździć na koronkowej serwecie.
- Na parapet też się gramoli. Sprytnie jej to idzie, lepiej niż Lilce.
- Po każdym posiłku na podłodze lądują najpierw ewentualne resztki jedzenia, następnie widelczyk/łyżeczka i talerzyk/kubeczek. Z im większym hukiem, tym lepiej. Przestawiliśmy się na plastik, ale od biedy arcoroc daje radę, tylko kiedy czasem nie wytrzyma Rózinego impetu, jest ból, bo rozpada się na paskudnie małe i kłujące kawałki.
- Regularnie przekrada się do łazienki, żeby potem zostawić odkręconą wodę w bidecie i mokry chlew dookoła.
- A ostatnio urwała mi zausznik z okularów, o.
I jest, wyobraźcie to sobie, tak słodka, że się jej to natychmiast wybacza i jeszcze sporo naddatku zostaje po bilansie strat i zysków. Ech.
O Róźce będzie. Bo Róźka jest urwisem. Okropnym. I gdyby nie te loczki, słodkie oczka, dzióbek wysunięty do całowania i maślano-chlebkowy zapach, którym emanuje, zwłaszcza o poranku, bo potem jest już na ogół wysyfiona i zapach zostaje przytłumiony przez inne, mniej rozkoszne... gdyby nie to, dawno już wisiałaby na tablica.pl w kategorii "Oddam za darmo lub wymienię".
Do wpisu zainspirowało mnie dzisiejsze wydarzenie: piękne czekoladki kupione dla dziadka z okazji Dnia Ojca nie zostały w porę usunięte poza zasięg tłustych łapek i opakowanie zostało sprawnie zdemolowane, a czekoladki upstrzyły dywan, niezbyt, zauważmy ze skruchą, czysty.
Zaczęłam w myślach inwentaryzować Rózine przewinienia ostatniego tygodnia i wyszło mi, że to musiałby być najdłuższy post tego blogu. Z barwniejszych:
- Rozwinięcie całej rolki papieru toaletowego reklamowanego jako najdłuższy. Reklama prawdę Ci powie, ale cóż z tego, kiedy Róźka woli przekonać się na własne oczy. Ze sto metrów ma ta rolka, przysięgam. Na zdjęciu poniżej dodatkowo karmi papierem bidet.
- Wybieranie łyżką do lodów (sic!) wody z klozetu (sic!) i wlewanie jej do kociej kuwety (sic!).
- Proces odwrotny: narzędzie to samo, naczynia te same, ale tym razem trociny wędrują do kibelka.
- Każdy poranek Rózia zaczyna zdrowo od niewielkiej porcji royal canina dla kotów sterylizowanych. Kiedyś jeszcze na naszą prośbę wypluwała, teraz ucieka, żeby skonsumować w kąciku.
- Włazi na duży stół w salonie i próbuje jeździć na koronkowej serwecie.
- Na parapet też się gramoli. Sprytnie jej to idzie, lepiej niż Lilce.
- Po każdym posiłku na podłodze lądują najpierw ewentualne resztki jedzenia, następnie widelczyk/łyżeczka i talerzyk/kubeczek. Z im większym hukiem, tym lepiej. Przestawiliśmy się na plastik, ale od biedy arcoroc daje radę, tylko kiedy czasem nie wytrzyma Rózinego impetu, jest ból, bo rozpada się na paskudnie małe i kłujące kawałki.
- Regularnie przekrada się do łazienki, żeby potem zostawić odkręconą wodę w bidecie i mokry chlew dookoła.
- A ostatnio urwała mi zausznik z okularów, o.
I jest, wyobraźcie to sobie, tak słodka, że się jej to natychmiast wybacza i jeszcze sporo naddatku zostaje po bilansie strat i zysków. Ech.
17 cze 2013
Współczesna młodzież, ta
Rózia, 1,5 roku za 9 dni
Lila, 3 lata, 7 miesięcy i 15 dni
16 cze 2013
Edukacja domowa
Rózia, 1,5 roku za 10 dni
Dziadek odwiedził dziewczynki i prowadzi konwersację z młodszą:
- Rózia, a jak robi krówka?
- I-ooo, i-ooo!
- Hmm, nie, to osiołek. A krowa? Kto daje mleko? - drąży dziadek.
- Mama! - radośnie wykrzykuje Różyk.
Dziadek odwiedził dziewczynki i prowadzi konwersację z młodszą:
- Rózia, a jak robi krówka?
- I-ooo, i-ooo!
- Hmm, nie, to osiołek. A krowa? Kto daje mleko? - drąży dziadek.
- Mama! - radośnie wykrzykuje Różyk.
14 cze 2013
Dziecko techniki
Lila, 3 lata, 7 miesięcy i cóś
Róźka, prawie 1,5 roku
Wracałyśmy razem autem z przedszkola Lilki. Starsza prowadzi ożywiony dialog z młodszą:
- Rózia, a powiedz "kotek".
- Jaja.
- A jak robi króliczek?
- [Róźka paszczą symuluje chrupanie marchewki]
- A powiedz "piłka".
- Bam.
- A jak robi piesek?
- ...
- No, jak robi piesek!?
- ...
- O, Rózia się zawiesiła. Jak tablet.
Róźka, prawie 1,5 roku
Wracałyśmy razem autem z przedszkola Lilki. Starsza prowadzi ożywiony dialog z młodszą:
- Rózia, a powiedz "kotek".
- Jaja.
- A jak robi króliczek?
- [Róźka paszczą symuluje chrupanie marchewki]
- A powiedz "piłka".
- Bam.
- A jak robi piesek?
- ...
- No, jak robi piesek!?
- ...
- O, Rózia się zawiesiła. Jak tablet.
13 cze 2013
O oswajaniu lęków
Lilka, 3 lata, 7 miesięcy i 11 dni
Dużo można o Lili powiedzieć, ale na pewno nie można zarzucić jej brawury. Łagodnie mówiąc. Przemilczmy, po kim to odziedziczyła, ale po kimś musiała. Na drabinki nie wlezie, bo za wysoko, a jak przez pomyłkę wlezie, to nie zejdzie, bo za wysoko. Z wysokiej zjeżdżalni - tak, ale za rączkę. Na basenie - owszem, ale tylko do kolan. Na rowerku hamuje nogami, kiedy jej się wydaje, że jest za szybko... Trzeba jednak przyznać, że strach rzadko kiedy silniejszy jest od ciekawości, więc nawet jeśli mała ostatecznie spanikuje, nie można powiedzieć, że nie próbowała.
A teraz do sedna. Od miesiąca Tatuś Kochany popyla do roboty na rowerze. Głównymi ideami patronującymi przedsięwzięciu były: a. nabranie krzepkości, hartu, kondycji, mocy i wigoru, b. zaoszczędzenie na paliwie. I o ile punkt pierwszy, jak i jego realizator, powoli nabierają kształtów, o tyle punkt drugi był dotychczas wstydliwie pomijany z racji tego, że paliwa zmarnowaliśmy przez ten okres dwukrotnie więcej: podczas gdy Tatuś Kochany nabierał krzepkości, hartu et caetera, ja zawoziłam Liliankę do przedszkola i po nią przyjeżdżałam, chociaż mieści się ono piętro niżej niż pokój, w którym pracuje Tatuś. Trasa robiona dotychczas samochodem dwa razy dziennie, teraz była pokonywana x 4. W związku z rażącym marnotrawstwem zdecydowaliśmy się przekonać Liliankę do jeżdżenia z tatą na foteliku rowerowym. I tu zaczęły się schody.
Lilianka stanowczo odmówiła. Po pierwszej próbie - przyznaję, trochę na siłę - połowa mieszkańców tej ulicy, której bloki mają balkony z widokiem na nasze podwórko, wyległa do okien z ciekawości, któż tak maltretuje biedne dziecko, że owo drze się wniebogłosy i nie pozwala oglądać "Rozmów w toku". Tak. To my.
Druga próba wyglądała następująco:
- Lilusiu, ale czego ty się boisz?
- Bo tu jest wy, wy, wysooko!! - wykrzyczała Lilusia między jednym spazmem a drugim.
- Ale popatrz, kiedy tatuś trzyma cię na rękach, jest dużo wyżej, a się nie boisz.
- Ale tu się ki, kiiiiwaa...
- Popatrz: będziesz przypięta, możesz nawet trzymać się taty, tyle dzieci jeździ z rodzicami, masz taki piękny nowy kask...
- Nie, nie, nie!
- Lila, ale chociaż usiądź!
- A, a, ale jak nie będziesz je, je, jechać...
Wsiadła, ryknęła, kazała się natychmiast zdjąć.
- Ja chcę jechać na swoim rowerku!!
- Liluś, ale na twoim rowerku nie dogonisz tatusia. Pojedziesz do przedszkola razem z tatą, jak Jurek, zobaczysz, będzie super.
- Nie, nie, nie!
Tutaj nastąpiła część mało wychowawcza:
- Lila... Jeśli przejedziesz się kawałek z tatusiem, dostaniesz ode mnie jajko-niespodziankę.
Lilianka na chwilę popadła w stupor, po czym ryknęła strasznym płaczem, znamionującym cały tragiczny wybór między żądzą czekoladki i ogromnym strachem przed rowerem taty. W końcu zdecydowała, że pojedzie.
Płacz, ryk, gil, dreszcze ze strachu i mantra "nie tak szybko, nie tak szybko, nie tak szybko", choć Tatuś jechał już tak wolno, że na granicy upadku. W domu Lila zjadła zachłannie obiecaną nagrodę i zażądała jeszcze na deser biszkopcik. Dostała. Drugi biszkopcik. Nie dostała.
- Liluś, już ci wystarczy tych słodyczy...
- ...Chcę na rower!
- Hmm. Chcesz na rower dla roweru czy dla biszkopta?
- Dla biszkopta! I za płakanie.
- Za płakanie? Nie rozumiem.
- Bo jak będę na rowerze, to mnie to... rozweseli - powiedziała jeszcze ze łzami strachu w oczach nasza córka i po tym wyznaniu przejechała jeszcze z tatą kilka kilometrów, a dzień później wybrała się do przedszkola i z powrotem, wcale już nie płacząc. Małe kobiety są tak samo dziwne jak duże.
PS 1 Tu dodam, że dla Tatusia Kochanego wejście na rower w tym roku też nie było takim "hop", zobaczcie sami - klik.
PS 2 Róźka oczywiście przejechała się z Tatusiem z ochotą wielką. I bardzo lubi przymierzać kask, na który mówi "papa", czyli czapka.
Dużo można o Lili powiedzieć, ale na pewno nie można zarzucić jej brawury. Łagodnie mówiąc. Przemilczmy, po kim to odziedziczyła, ale po kimś musiała. Na drabinki nie wlezie, bo za wysoko, a jak przez pomyłkę wlezie, to nie zejdzie, bo za wysoko. Z wysokiej zjeżdżalni - tak, ale za rączkę. Na basenie - owszem, ale tylko do kolan. Na rowerku hamuje nogami, kiedy jej się wydaje, że jest za szybko... Trzeba jednak przyznać, że strach rzadko kiedy silniejszy jest od ciekawości, więc nawet jeśli mała ostatecznie spanikuje, nie można powiedzieć, że nie próbowała.
A teraz do sedna. Od miesiąca Tatuś Kochany popyla do roboty na rowerze. Głównymi ideami patronującymi przedsięwzięciu były: a. nabranie krzepkości, hartu, kondycji, mocy i wigoru, b. zaoszczędzenie na paliwie. I o ile punkt pierwszy, jak i jego realizator, powoli nabierają kształtów, o tyle punkt drugi był dotychczas wstydliwie pomijany z racji tego, że paliwa zmarnowaliśmy przez ten okres dwukrotnie więcej: podczas gdy Tatuś Kochany nabierał krzepkości, hartu et caetera, ja zawoziłam Liliankę do przedszkola i po nią przyjeżdżałam, chociaż mieści się ono piętro niżej niż pokój, w którym pracuje Tatuś. Trasa robiona dotychczas samochodem dwa razy dziennie, teraz była pokonywana x 4. W związku z rażącym marnotrawstwem zdecydowaliśmy się przekonać Liliankę do jeżdżenia z tatą na foteliku rowerowym. I tu zaczęły się schody.
Lilianka stanowczo odmówiła. Po pierwszej próbie - przyznaję, trochę na siłę - połowa mieszkańców tej ulicy, której bloki mają balkony z widokiem na nasze podwórko, wyległa do okien z ciekawości, któż tak maltretuje biedne dziecko, że owo drze się wniebogłosy i nie pozwala oglądać "Rozmów w toku". Tak. To my.
Druga próba wyglądała następująco:
- Lilusiu, ale czego ty się boisz?
- Bo tu jest wy, wy, wysooko!! - wykrzyczała Lilusia między jednym spazmem a drugim.
- Ale popatrz, kiedy tatuś trzyma cię na rękach, jest dużo wyżej, a się nie boisz.
- Ale tu się ki, kiiiiwaa...
- Popatrz: będziesz przypięta, możesz nawet trzymać się taty, tyle dzieci jeździ z rodzicami, masz taki piękny nowy kask...
- Nie, nie, nie!
- Lila, ale chociaż usiądź!
- A, a, ale jak nie będziesz je, je, jechać...
Wsiadła, ryknęła, kazała się natychmiast zdjąć.
- Ja chcę jechać na swoim rowerku!!
- Liluś, ale na twoim rowerku nie dogonisz tatusia. Pojedziesz do przedszkola razem z tatą, jak Jurek, zobaczysz, będzie super.
- Nie, nie, nie!
Tutaj nastąpiła część mało wychowawcza:
- Lila... Jeśli przejedziesz się kawałek z tatusiem, dostaniesz ode mnie jajko-niespodziankę.
Lilianka na chwilę popadła w stupor, po czym ryknęła strasznym płaczem, znamionującym cały tragiczny wybór między żądzą czekoladki i ogromnym strachem przed rowerem taty. W końcu zdecydowała, że pojedzie.
Płacz, ryk, gil, dreszcze ze strachu i mantra "nie tak szybko, nie tak szybko, nie tak szybko", choć Tatuś jechał już tak wolno, że na granicy upadku. W domu Lila zjadła zachłannie obiecaną nagrodę i zażądała jeszcze na deser biszkopcik. Dostała. Drugi biszkopcik. Nie dostała.
- Liluś, już ci wystarczy tych słodyczy...
- ...Chcę na rower!
- Hmm. Chcesz na rower dla roweru czy dla biszkopta?
- Dla biszkopta! I za płakanie.
- Za płakanie? Nie rozumiem.
- Bo jak będę na rowerze, to mnie to... rozweseli - powiedziała jeszcze ze łzami strachu w oczach nasza córka i po tym wyznaniu przejechała jeszcze z tatą kilka kilometrów, a dzień później wybrała się do przedszkola i z powrotem, wcale już nie płacząc. Małe kobiety są tak samo dziwne jak duże.
PS 1 Tu dodam, że dla Tatusia Kochanego wejście na rower w tym roku też nie było takim "hop", zobaczcie sami - klik.
PS 2 Róźka oczywiście przejechała się z Tatusiem z ochotą wielką. I bardzo lubi przymierzać kask, na który mówi "papa", czyli czapka.
9 cze 2013
Znowu o kasie
Lilka, 3,5 roku w zaokrągleniu
Przypomniał mi się dialog sprzed kilkunastu dni:
- Mamo, a kiedy pojedziemy do Isternej?
- Do Istebnej. Za niedługo. Jeśli tylko nie zepsuje się nam samochód.
- A ja bym chciała, żeby się zepsuł! Niech się zepsuje i wtedy kupicie nowy!
- Nie, kochanie, nie mamy pieniędzy na nowy samochód. Gdyby się zepsuł, nie mielibyśmy auta w ogóle.
- Kupicie, kupicie. Taki mały.
- Ale na mały też nie mamy pieniędzy.
- To kupcie tylko dla mnie. Może być škoda.
- Lila, ale zrozum, że nie stać nas teraz nawet na małe autko! Mamy mało pieniędzy.
- A może możesz kupić trochę pieniędzy? Kup dużo pieniędzy za mało, co?
Przypomniał mi się dialog sprzed kilkunastu dni:
- Mamo, a kiedy pojedziemy do Isternej?
- Do Istebnej. Za niedługo. Jeśli tylko nie zepsuje się nam samochód.
- A ja bym chciała, żeby się zepsuł! Niech się zepsuje i wtedy kupicie nowy!
- Nie, kochanie, nie mamy pieniędzy na nowy samochód. Gdyby się zepsuł, nie mielibyśmy auta w ogóle.
- Kupicie, kupicie. Taki mały.
- Ale na mały też nie mamy pieniędzy.
- To kupcie tylko dla mnie. Może być škoda.
- Lila, ale zrozum, że nie stać nas teraz nawet na małe autko! Mamy mało pieniędzy.
- A może możesz kupić trochę pieniędzy? Kup dużo pieniędzy za mało, co?
Usypianie
Rózik, 1,5 roku bez 17 dni
Chyba zaliczyłyśmy dziś pierwszy poważny dialog. W wolnym tłumaczeniu to było coś jak:
- Córeczko, dziś niespodzianka, usypia mama, a nie tata, cieszysz się?
- Nie, mamusiu, spadaj na drzewo, zawsze usypiał mnie tata i tym razem też sobie tego życzę, jeśli nie masz nic przeciwko.
W wersji dosłownej brzmiało:
- W górze tyle gwiazd, w dole tyle miast, gwiazdy miastom dają znać...
- Mamo?
- Tak, córeczko?
- Tata.
- Nie, dzisiaj ja usypiam.
- Ne, tata.
I tata przyszedł i uśpił. Jak zwykle. Ja się do tego nie nadaję, w usypianiu za bardzo wkurza mnie fakt, że młode ciągle nie śpi.
Chyba zaliczyłyśmy dziś pierwszy poważny dialog. W wolnym tłumaczeniu to było coś jak:
- Córeczko, dziś niespodzianka, usypia mama, a nie tata, cieszysz się?
- Nie, mamusiu, spadaj na drzewo, zawsze usypiał mnie tata i tym razem też sobie tego życzę, jeśli nie masz nic przeciwko.
W wersji dosłownej brzmiało:
- W górze tyle gwiazd, w dole tyle miast, gwiazdy miastom dają znać...
- Mamo?
- Tak, córeczko?
- Tata.
- Nie, dzisiaj ja usypiam.
- Ne, tata.
I tata przyszedł i uśpił. Jak zwykle. Ja się do tego nie nadaję, w usypianiu za bardzo wkurza mnie fakt, że młode ciągle nie śpi.
Pyskacz
Lila, znów Lila. 3,5 roku. Około.
- Lila, możesz wyrzucić te papierki?
- Nie!
- A niby czemu?
- A bo one są takie niewyrzucalne.
- Lila, możesz wyrzucić te papierki?
- Nie!
- A niby czemu?
- A bo one są takie niewyrzucalne.
8 cze 2013
A a a, kotki dwa
Lilka, 3,5 i jeszcze troszkę
Ja nie wiem, czy to jest normalne. Ale dzieci generalnie nie są normalne, więc chyba jest. Lila nie umie zamykać oczu. No serio. Zasłania rękami albo się marszczy jak shar pei, ale i tak coś tam widzi. Tak zwyczajnie, zamknąć powieki i trzymać zamknięte - poza możliwościami. Niedawno próbowałam zgłębić frapujące zjawisko, bo wydawało mi się, że młoda trochę ściemnia:
- Lilka, zamknij na chwilę oczka.
- ... Nie umiem!
- No ale jak to!? Spróbuj.
- Nie da się.
- Lila, ale w takim razie jak ty zasypiasz, skoro nie umiesz zamykać oczu? Przecież kiedy śpisz, masz zamknięte.
- Mrugam, mrugam, aż zasnę - odpowiedziała poważnie.
Ja nie wiem, czy to jest normalne. Ale dzieci generalnie nie są normalne, więc chyba jest. Lila nie umie zamykać oczu. No serio. Zasłania rękami albo się marszczy jak shar pei, ale i tak coś tam widzi. Tak zwyczajnie, zamknąć powieki i trzymać zamknięte - poza możliwościami. Niedawno próbowałam zgłębić frapujące zjawisko, bo wydawało mi się, że młoda trochę ściemnia:
- Lilka, zamknij na chwilę oczka.
- ... Nie umiem!
- No ale jak to!? Spróbuj.
- Nie da się.
- Lila, ale w takim razie jak ty zasypiasz, skoro nie umiesz zamykać oczu? Przecież kiedy śpisz, masz zamknięte.
- Mrugam, mrugam, aż zasnę - odpowiedziała poważnie.
7 cze 2013
Krzysiu, prowadź!
Lilka, 3,5 roku z dokładką
Lila jest zafascynowana nawigacją samochodową. Kiedy jechaliśmy w góry, w trosce o rychłe osiągnięcie mety każde zdanie pilota powtarzała z nabożeństwem (dość ożywionym jak na nabożeństwo, dodajmy, no ale jednak) i specjalną dedykacją dla kierowcy "Tatusiu, a pan powiedział za dwieście metrów skręć w prawo, tatusiu, a pan powiedział jedź prosto, tato, a pan powiedział skręć łagodnie w lewo, a co to znaczy łagodnie?".
Z czasem dziecko się rozkręciło i zaczęło powtarzać kreatywnie. Na przykład chichotliwie oznajmiło nam "A teraz skręć bardzo w lewo na trawę".
Lila jest zafascynowana nawigacją samochodową. Kiedy jechaliśmy w góry, w trosce o rychłe osiągnięcie mety każde zdanie pilota powtarzała z nabożeństwem (dość ożywionym jak na nabożeństwo, dodajmy, no ale jednak) i specjalną dedykacją dla kierowcy "Tatusiu, a pan powiedział za dwieście metrów skręć w prawo, tatusiu, a pan powiedział jedź prosto, tato, a pan powiedział skręć łagodnie w lewo, a co to znaczy łagodnie?".
Z czasem dziecko się rozkręciło i zaczęło powtarzać kreatywnie. Na przykład chichotliwie oznajmiło nam "A teraz skręć bardzo w lewo na trawę".
6 cze 2013
O skutkach słuchania bajek II
Lila: A Kopciuszek to miał taki dom, co się nazywa karocja.
I nie przetłumaczysz.
I nie przetłumaczysz.
5 cze 2013
A może poste restante?
Lilka, 3 lata, 6 miesięcy i 3 dni
Moja mama przyszła do nas, ale w progu zawróciła jeszcze, żeby wyjąć listy ze skrzynki pocztowej.
Lila: A gdzie jest babcia?
Ja: Poszła do skrzynki.
Lila: Hi, hi, taka duża babcia w skrzynce.
Moja mama przyszła do nas, ale w progu zawróciła jeszcze, żeby wyjąć listy ze skrzynki pocztowej.
Lila: A gdzie jest babcia?
Ja: Poszła do skrzynki.
Lila: Hi, hi, taka duża babcia w skrzynce.
3 cze 2013
Wyjazdowo
Lilka, 3 lata i 7 miesięcy
Rózia, rok, 5 miesięcy i tydzień
Z okazji Dnia Dziecka wyjechaliśmy w góry. Nie zamierzając ich deptać, bynajmniej, chcieliśmy się tylko troszkę poopalać i pooddychać wyżynnym powietrzem (niniejsze zdanie jest sponsorowane przez geminaty).
Z opalaniem było bardziej niż różnie, oddychanie wyszło nam już lepiej, zapewne mamy w tym większe doświadczenie.
Ośrodek, do którego się wybraliśmy z dzieciarnią, jest zaopatrzony we wszystko, czego dziecku potrzeba do szczęścia (huśtawki, drabinki, trampolina, ogródek - Lila; stołówka - Rózia), jest też wyjątkowo pokrętny, w związku z czym każdy, kto tam zawita po raz pierwszy, błądzi po korytarzach jak źdźbło w krowich żołądkach. Lila radziła sobie całkiem nieźle, choć zdarzało jej się trochę pobłądzić ("A gdzie jest jadalnia, bo ja jeszcze nie wiem, bo ja jestem jeszcze taka, yyy, średnia"), Rózia nie radziła sobie wcale, ale też nikt po niej tego nie oczekiwał, a ona sama i tak zawsze sprawia wrażenie, że radzi sobie świetnie. We wszystkim.
Koniec ględzenia, teraz foty.
Dwa kogutki
Trochę pleneru
Trochę sportu
Rózia, rok, 5 miesięcy i tydzień
Z okazji Dnia Dziecka wyjechaliśmy w góry. Nie zamierzając ich deptać, bynajmniej, chcieliśmy się tylko troszkę poopalać i pooddychać wyżynnym powietrzem (niniejsze zdanie jest sponsorowane przez geminaty).
Z opalaniem było bardziej niż różnie, oddychanie wyszło nam już lepiej, zapewne mamy w tym większe doświadczenie.
Ośrodek, do którego się wybraliśmy z dzieciarnią, jest zaopatrzony we wszystko, czego dziecku potrzeba do szczęścia (huśtawki, drabinki, trampolina, ogródek - Lila; stołówka - Rózia), jest też wyjątkowo pokrętny, w związku z czym każdy, kto tam zawita po raz pierwszy, błądzi po korytarzach jak źdźbło w krowich żołądkach. Lila radziła sobie całkiem nieźle, choć zdarzało jej się trochę pobłądzić ("A gdzie jest jadalnia, bo ja jeszcze nie wiem, bo ja jestem jeszcze taka, yyy, średnia"), Rózia nie radziła sobie wcale, ale też nikt po niej tego nie oczekiwał, a ona sama i tak zawsze sprawia wrażenie, że radzi sobie świetnie. We wszystkim.
Koniec ględzenia, teraz foty.
Dwa kogutki
Trochę sportu
Trochę ukochanej rozrywki
(Ta, wiem, wredna jestem)
Subskrybuj:
Posty (Atom)